A mogło być tak pięknie. Arka ofiarą własnego minimalizmu. Zamiast efektownego zwycięstwa kiepsko smakujący remis

To mogło być naprawdę ładne zakończenie roku. Niezła gra, piękny gol i zwycięstwo – ten scenariusz długo odgrywali piłkarze Arki. Padli jednak ofiarą własnego minimalizmu. Zamiast ruszyć i domknąć mecz, cofnęli się, stracili bramkę, punkty i dobre nastroje. Ostatecznie zremisowali z Chrobrym Głogów 1:1. Gwizdek, dwie sekundy ciszy, głęboki oddech, który słychać było na całym stadionie, kilka krótkich kroków i potężna bomba w okienko. Adam Deja potrafi uderzyć z dystansu i nie jest to wyświechtany frazes jak w przypadku Mateusza Możdżenia. Pomocnik żółto-niebieskich ma dobrze ułożoną stopę i udowodnił to po raz kolejny. Potrafił w przeszłości w jednym meczu zdobyć piękną bramkę z odległości, a potem trafić też w poprzeczkę. W spotkaniu z Chrobrym poprzeczki nie było, było tylko idealne uderzenie, które zapewniło gdynianom trzy punkty. To był ten powiew jakości, który – tak się wydawało – zrobił różnicę.

Bo Arka była od Chrobrego lepsza, miała większą kulturę gry, konstruowała ataki pozycyjne, ale brakowało wspomnianej jakości, kiedy przychodziło do ostatniego podania, przyspieszenia akcji, oddania strzału. Maciej Jankowski był bliski szczęścia już po kilku minutach gry, ale jego uderzenie efektownie obronił Bieszczad, dużo lepszą sytuację Juliusz Letniowski wykreował… rywalom. Tak nieudolnie rozgrywał, że stracił piłkę na własnej połowie. Kontratak doprowadził Maksymiliana Banaszewskiego do sytuacji sam na sam, ale świetnie spisał się Daniel Kajzer. Kolejny raz w ostatnich tygodniach.

MINIMALIZM NIE POPŁACA

Gdynianie przeważali i nieco się cofnęli, to oni czekali na kontrataki, a to poskutkowało przewagą Chrobrego. Sygnałem ostrzegawczym była już pierwsza dobra akcja gości i niebezpieczny strzał. Kajzer tym razem spisał się kiepsko. Odbił piłkę, ale w środek pola karnego i mało brakowało, a doszłoby do dobitki. Dobrze we własnym polu karnym spisał się jednak Artur Siemaszko. Kolejnego ostrzeżenia już nie było. W 82. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego do siatki głową trafił Paweł Oleksy.

Ireneusz Mamrot zdecydował się na zmiany, wpuścił Żebrowskiego i Wolszyńskiego i ten nawet doszedł do niezłej okazji, ale został zablokowany. Fatalnie spisał się też Marcus, który miał na nodze piłkę meczową, ale wyekspediował ją w okolice dziesiątego piętra. Arka przegapiła moment, w którym mogła podwyższyć na 2:0, a drugi raz przełamać rywala i wyjść na prowadzenie już nie potrafiła. Ostatecznie zamiast zwycięstwa, które miała w zasięgu, ma zaledwie jeden punkt.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj