Lechia skompromitowała się w 1/8 finału Pucharu Polski. Gdańszczanie prowadzili, mogli podwyższyć, a zamiast tego oddali inicjatywę, popełnili fatalne błędy w obronie i przegrali z Puszczą Niepołomice 1:3. Czarne chmury zbierają się nad Piotrem Stokowcem. Nie można w ten sposób grać z zespołem, który – a widać to gołym okiem – jest po prostu piłkarsko gorszy. Nie można marnować znakomitych sytuacji, nie można oddawać inicjatywy po 15 minutach gry przy minimalnym prowadzeniu 1:0. Nie można, bo potem nie będzie można mieć pretensji do nikogo oprócz siebie. Lechia zagrała z Puszczą w sposób niedopuszczalny.
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI
Gdańszczanie mecz rozpoczęli znakomicie i mieli duże szanse na odniesienie spokojnego zwycięstwa. Już w 4. minucie po dość przypadkowej sytuacji do siatki trafił Joseph Ceesay. W polu karnym typowy bilard, w końcu piłka trafiła do skrzydłowego, a ten zachował się wzorowo, puszczając piłkę między nogami bramkarza. Chwilę później po rzucie rożnym mógł podwyższyć Jakub Arak, ale nieznacznie się pomylił.
REMIS NA WŁASNE ŻYCZENIE
Lechia miała więc prowadzenie, stworzyła już kolejną dobrą sytuację, a Puszcza kompletnie nie mogła odnaleźć się na murawie. I zamiast docisnąć rywala, podwyższyć, gdańszczanie odpuścili i pozwolili przeciwnikowi na złapanie oddechu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Niepołomiczanie najpierw po rzucie rożnym oddali niezły strzał, ale jednak w sam środek bramki i Dusan Kuciak dobrze sobie z nim poradził. Chwilę później wykorzystali jednak najlepszego gracza na boisku – przypadek. Dośrodkowanie z lewej strony boiska, napastnik nie trafił w piłkę, to zaskoczyło Michała Nalepę, który w futbolówkę trafił z kolei tyłem głowy. A że tą częścią ciała trafia do siatki – widzieliśmy już z Wartą Poznań. Nie inaczej było tym razem. Nalepa nie dał szans Kuciakowi. Po 17. minutach był remis 1:1.
Chwilę później Lechia znów trafiła do siatki, po długim podaniu Jakuba Kałuzińskiego świetnie w polu karnym zachował się Karol Fila, ale był jednak na niewielkim spalonym. Gdańszczanie delikatnie się otrząsnęli i próbowali przejąć inicjatywę, a to poskutkowało nawet znakomitą sytuacją. Po kontrataku Ceesay był sam na sam z bramkarzem, został wytrącony z równowagi i nie udało mu się minąć golkipera, ale piłka trafiła do nadbiegającego Araka. Ten uderzył na luzie, jakby był pewien bramki, a trafił w obrońcę i uzyskał tylko rzut rożny. To jest piłkarski kryminał, takie sytuacje napastnik musi zamieniać na bramki. Kolejnych okazji do przerwy gdańszczanie już nie stworzyli.
KOMPROMITACJA OBRONY
Mogło być świetnie, było kiepsko, a po przerwie zrobiło się fatalnie. To nie tak, że gdańszczanie ruszyli na Puszczę i zostali zaskoczeni, bo mocno się odsłonili. Nie, drugi gol dla gospodarzy dlatego, że dramatyczne błędy popełnili obrońcy. Karol Fila i Bartosz Kopacz wypuścili Huberta Tomalskiego, ten oddał słaby strzał, ale nie poradził sobie z nim Dusan Kuciak. W 54. minucie było 1:2. Nie minęło kolejnych 10 minut, a już strata była dwubramkowa. Dośrodkowanie z lewej strony, piłka wybita na 16. metr, tam Erik Cikos miał pełen komfort, huknął, trafił. 3:1 dla Puszczy.
OBRAZ ROZPACZY
Lechia była w sytuacji fatalnej i musiała rzucić się do przodu. Gdańszczanie próbowali, ale nie byli w stanie zdominować przeciwników. W próbach gości było mnóstwo chaosu. Udało się nawet wykreować świetne sytuacje, ale po mocnym podaniu Tomasza Makowskiego nikt nie wstrzelił piłki do bramki, a Michał Nalepa głową trafił w poprzeczkę, a przy dobitce poza światło bramki. Potem uderzenie Conrado zostało obronione. Rozpaczliwe dośrodkowania, strzały z nieprzygotowanych pozycji, akcje bez pomysłu – to był obraz rozpaczy Lechii. Rozpaczy i beznadziei, bo w takim właśnie stylu gdańszczanie pożegnali się ze swoimi koronnymi w ostatnim czasie rozgrywkami. Maciej Gajos posyłający piłkę nad poprzeczką w dobrej sytuacji, postawę Lechii podsumował. Piotr Stokowiec na obronę swojej pracy ma coraz mniej.