Sporo było emocji, ale tylko Makowskiemu nie zabrakło skuteczności. Lechia zremisowała ze Śląskiem i straciła dystans do czołówki

Mnóstwo sytuacji, spektakularnie zmarnowane „setki” i długo wyczekiwane przełamanie. Spotkanie Śląska z Lechią było interesujące, prowadzone w szybkim tempie, ale koniec końców i jedni, i drudzy mogą być chyba niezadowoleni. Z podziału punktów między wrocławian a gdańszczan, najbardziej szczęśliwi są zawodnicy Rakowa Częstochowa. Kolejni piłkarze Lechii odbudowują się z każdym dniem 2021 roku. Im jest cieplej, tym więcej wskazać można zawodników, których forma idzie w górę. Odbudował się Mario Maloca, który z odstrzelonego stał się piłkarzem kluczowym. Żarko Udovicić zamiast w rezerwach, błyszczy na lewej stronie pierwszej drużyny. Ich śladami poszedł Tomasz Makowski. Początek rundy miał trudny, stracił miejsce w składzie, ale ostatnio wrócił do „11”, a teraz zagrał mecz historyczny. W swoim 65. występie w ekstraklasie w końcu trafił do siatki. I nie był to gol przypadkowy, a wypracowany. Waldemar Sobota popełnił błąd, ale była to pomyłka wymuszona wysokim pressingiem biało-zielonych. Do piłki na szesnastym metrze dopadł Makowski i bez problemów umieścił ją w siatce. Wielkie przełamanie i kolejny sygnał, że pomocnik wraca do dobrej dyspozycji.

SZCZĘŚLIWA ASYSTA

Problemem Lechii był tylko fakt, że to był gol wyrównujący. Gdańszczanie skapitulowali po sytuacji całkowicie przypadkowej. W 8. minucie zza pola karnego próbował strzelać Dino Stiglec, ale skiksował. Wyszła z tego doskonała asysta do Erika Exposito, który z najbliższej odległości trafił do siatki. Wcześniej niezłą próbą popisał się Łukasz Zwoliński, z kolei po uderzeniu Mario Malocy piłka dwa razy odbiła się od poprzeczki. Chorwacki stoper i tak był jednak na spalonym.

Lechia dała trochę konkretów, duże wrażenie robiło zwłaszcza lewe skrzydło, ale generalnie przed przerwą lepiej wyglądał Śląsk. Wrocławianie stworzyli więcej sytuacji, zmarnowali dwie „setki”, z łatwością pokonywali przestrzeń w środku boiska, a potrafili też zaskoczyć pressingiem. Zespół Jacka Magiery prezentował większą płynność w grze, a sam Exposito mógł przed przerwą skompletować hat-trick. Po golu trafił jednak raz w poprzeczkę, a raz nad „sztangą”.

KONKRETY PO PRZERWIE

Śląsk więcej konkretnych sytuacji stworzył do przerwy, a Lechia po niej. Najlepszą zmarnował Zwoliński, któremu w 80. minucie doskonale na głowę dograł Flavio. „Zwolak” nie był pilnowany, miał mnóstwo miejsca, ale zachował się fatalnie, uderzając nawet nie w okolice bramki. Chwilę wcześniej próbował nogą, ale prosto w Michała Szromnika.

Piotr Stokowiec szukał nowych możliwości. Po godzinie gry zdjął Udovicicia i Jana Biegańskiego (ta roszada potwierdza, że zaufaniem obdarzony został Makowski), a wprowadził Kenny’ego Saiefa i Macieja Gajosa. Celem pierwszorzędnym było zabezpieczenie własnej bramki, ale jeżeli gdańszczanie widzieli okazję, atakowali. Próbowali momentami pressingu, doskakiwali, widząc okazję do odzyskania piłki.

PUNKTY PODZIELONE, RAKÓW ZADOWOLONY

Tempo meczu może nie spadło po przerwie, ale na pewno akcje były mniej płynne. Więcej było strat, przerywanych ataków. Nie wyglądało to jak chaos, a bardziej jak agresywna walka o każdą piłkę. Pokazał to też Karol Fila, który w końcówce zastąpił Zwolińskiego, ustawiony był wysoko, a zaliczył niezwykle ważne przechwyty.

Po pierwszej połowie bliżej zwycięstwa był pewnie Śląsk, w drugiej części jednak gdańszczanie pracowali lepiej. Obu zespołom zabrakło skuteczności, remis jest wynikiem sprawiedliwym. A najbardziej zadowolony z tego rezultatu jest Raków Częstochowa, który umocnił się na trzecim miejscu w tabeli.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj