Marcin Janusz odchodzi z Trefla. „Miałem tu wszystko, czego potrzebowałem. Czasem trzeba iść w nieznane”

Marcin Janusz odchodzi z Trefla Gdańsk. Teraz już oficjalnie. Plotki o tym usłyszeć można było kilka miesięcy temu. Nieoficjalna pozostaje informacja, że jego nowym klubem będzie Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. „Życie sportowca jest zbyt krótkie, żeby nie brać szans, które się pojawiają” – mówi nam były już rozgrywający „Gdańskich Lwów”.
Janusz mógł odejść z Trefla już rok temu. Było sporo ofert na stole, ostatecznie dał się przekonać, żeby jeszcze na rok zostać w Gdańsku. Później przyznał, że okres negocjacji był bardzo trudny i męczący. Ulga przyszła, kiedy w końcu podpisał umowę. Tym razem takich emocji już nie było, wiele transferowych spraw w PlusLidze wyjaśniło się już ładnych parę tygodni temu. Dokonano kilku ruchów, lawina ruszyła, szybko mnóstwo wątpliwości się wyjaśniło. Oficjalnego potwierdzenia jeszcze nie ma, ale Janusz powinien w przyszłym sezonie grać w Kędzierzynie.

„JESTEM ZDECYDOWANIE LEPSZYM ZAWODNIKIEM”

Początki Janusza w Treflu były bardzo różne. Momentami wyglądało to po prostu kiepsko, sporą rolę w pierwszym sezonie odegrał jego zastępca Michał Kozłowski. W ostatnim roku było zupełnie inaczej. – Jestem zdecydowanie lepszym zawodnikiem niż byłem na początku przygody w Gdańsku. Bardzo dużo się tutaj nauczyłem, miałem zapewnione wszystko, żeby móc tylko grać w siatkówkę i się rozwijać – mówi nam Janusz.

W Gdańsku pracował z dwoma szkoleniowcami. W pierwszym roku z doświadczonym Andreą Anastasim, w kolejnych dwóch z trenerskim żółtodziobem Michałem Winiarskim. – Andrea bardzo pomógł mi w kwestiach mentalnych. Z Michałem pracowałem o rok dłużej, skupiliśmy się na mojej technice i bardzo skorzystałem z jego rad. W tym okresie trochę też dorosłem, teraz mam zupełnie inną pewność siebie na boisku, wcześniej tego momentami brakowało. Nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego miejsca niż Trefl Gdańsk na ten czas mojego rozwoju – mówił nam Janusz po zakończeniu obecnego sezonu.

Z zawodnikami, którzy odchodzili z Trefla, bywało różnie. Artur Szalpuk, Mateusz Mika czy Damian Schulz po przeniesieniu się do innych miejsc miewali spore problemy, a przecież w Gdańsku grali znakomicie. Są oczywiście i pozytywne przykłady, Maciej Muzaj robi międzynarodową karierę, ale tych negatywnych znajdziemy zdecydowanie więcej. Tej „klątwy” Janusz się nie boi. – Życie sportowca jest zbyt krótkie, żeby nie brać szans, które się pojawiają. Czasem trzeba zaryzykować, iść w nieznane. Uważam, że lepiej jest spróbować, niż potem żałować – przekonuje.

ZDROWIA I ODPOCZYNKU

Z Trefla odchodzi jako zawodnik dojrzalszy, lepszy technicznie i mocniejszy mentalnie, ale po ostatnich miesiącach też po prostu zmęczony. Najbliższe miesiące zdominuje siatkówka w wydaniu reprezentacyjnym, Janusz ma szanse na wyjazd na Igrzyska Olimpijskie, choć trudno przewidzieć, kogo wybierze Vital Heynen. Sam Janusz żartobliwie pytał niedawno: kto rozumie Vitala?, odpowiadając na pytanie Sary Kaliszz TVP Sport.

Na razie zawodnik chciałby odsapnąć. – Przede wszystkim proszę mi życzyć zdrowia, to jest najważniejsze, a poza tym może jakichś wakacji. Żeby wszystko się otworzyło i była możliwość pojechać gdzieś, odpocząć porządnie – kończy były już rozgrywający Trefla Gdańsk, który ma nadzieję, że na przełomie lipca i sierpnia spędzi czas w Tokio.

Tymoteusz Kobiela

Marcin Janusz odchodzi z Trefla Gdańsk. Już oficjalnie, bo plotki usłyszeć można było kilka miesięcy temu. Nieoficjalna pozostaje informacja, że w przyszłym sezonie zagra w Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle.

Janusz mógł odejść z Trefla już rok temu. Było sporo ofert na stole, ostatecznie dał się przekonać, żeby jeszcze na rok zostać w Gdańsku. Później przyznał, że to był bardzo trudny i męczący okres. Ulga przyszła, kiedy w końcu podpisał umowę. Tym razem takich  emocji już nie było, wiele rzeczy w PlusLidze wyjaśniło się już ładnych parę tygodni temu. Dokonano kilku transferowych ruchów, lawina ruszyła, szybko wszystko się wyjaśniło. Oficjalnego potwierdzenia jeszcze nie ma, ale Janusz powinien w przyszłym sezonie grać w Kędzierzynie.

Początki Janusza w Treflu były bardzo różne. Momentami wyglądało to po prostu kiepsko, sporą rolę w pierwszym sezonie odegrał jego zastępca Michał Kozłowski. W ostatnim roku było zupełnie inaczej. – Jestem zdecydowanie lepszym zawodnikiem niż byłem na początku przygody w Gdańsku. Bardzo dużo się tutaj nauczyłem, miałem zapewnione wszystko, żeby móc tylko grać w siatkówkę i się rozwijać. Trafiłem na świetnych trenerów. Andrea Anastasi bardzo pomógł mi mentalnie, z Michałem Winiarskim pracowałem o rok dłużej, skupiliśmy się na mojej technice i bardzo skorzystałem z jego rad. Trochę też dorosłem, teraz mam zupełnie inną pewność siebie na boisku, wcześniej tego momentami brakowało. Nie mógłbym sobie wyobrazić lepszego miejsca niż Trefl Gdańsk na ten okres – mówił nam Janusz po zakończeniu obecnego sezonu.

Z zawodnikami, którzy odchodzili z Trefla, bywało różnie. Artur Szalpuk, Mateusz Mika czy Damian Schulz po przeniesieniu się do innych miejsc miewali spore problemy, a przecież w Gdańsku grali znakomicie. Są oczywiście i pozytywne przykłady, ale tych negatywnych znajdziemy zdecydowanie więcej. Tej „klątwy” Janusz się nie boi. – Życie sportowca jest zbyt krótkie, żeby nie brać szans, które się pojawiają. Czasem trzeba zaryzykować, iść w nieznane. Uważam, że lepiej jest spróbować, niż potem żałować – zapewnia.

Z Trefla odchodzi jako zawodnik dojrzalszy, lepszy technicznie i mocniejszy mentalnie, ale po ostatnich miesiącach też po prostu zmęczony. Najbliższe miesiące zdominuje siatkówka w wydaniu reprezentacyjnym, Janusz ma ciągle szanse na wyjazd na Igrzyska Olimpijskie. Na razie chciałby jednak odpocząć. – Przede wszystkim proszę mi życzyć zdrowia, to jest najważniejsze, a poza tym może jakichś wakacji. Żeby wszystko się otworzyło i była możliwość pojechać gdzieś, odpocząć porządnie – kończy były już rozgrywający Trefla Gdańsk.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj