Kamil Mazek o Arce, Marcu, Stokowcu i życiu prywatnym. „Chciałbym przekazać córce takie wartości, żeby była dobrym człowiekiem”

Kamil Mazek w Arce spędził zaledwie rok. Początek miał świetny, ale potem był tylko rezerwowym. Dlaczego tak się stało? Jak pracowało się z Ireneuszem Mamrotem, a jak z Dariuszem Marcem? Czy szatnia Arki była najlepsza, w jakiej siedział? Ze skrzydłowym Chojniczanki rozmawiamy też o wątkach prywatnych. Pytamy o samochody, czas wolny, rodziców, którym po raz kolejny podziękował, i o to, jakim sam chce być tatą. Jak to się stało i dlaczego nie ma Cię już w Gdyni?

Myślę, że stało się to z korzyścią dla obu stron. Ja w Gdyni dostawałem mało szans do gry, która jest dla mnie najważniejsza, a dla klubu też dobrze, bo uszczuplili budżet o mój kontrakt. Ja szukałem miejsca z długofalowym planem, a taki ma Chojniczanka. Dlatego skorzystały obie strony, bo bez sensu byłoby, gdybym siedział w Arce, a oni płaciliby mi kontrakt.

Dwa lata temu po odejściu do Stomilu Olsztyn powiedziałeś, że to jest regres, którego nie jesteś w stanie pojąć, bo dwa lata wcześniej walczyłeś o wyjazd na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Teraz jesteś jeszcze ligę niżej.

Tak, ale mój rozwój zahamowały kontuzje. W Zagłębiu przez dwa lata nie grałem, teraz w Arce też nie było za wiele minut. To wszystko poszło nie w tę stronę, której oczekiwałem jeszcze przed mistrzostwami Europy. Natomiast jestem tutaj i nie uważam, że zejście ligę niżej jest regresem. Całościowo, patrząc na ligę, tak, ale jeżeli chodzi o klub, to Chojniczanka już teraz powinna być w 1. lidze. Organizacyjnie wszystko jest na podobnym poziomie jak w Gdyni.

Nawiązując jeszcze do obciążania klubowego budżetu Arki. Zejście o poziom niżej spowodowało dużą zmianę w Twoich finansach?

Trochę źle to zabrzmiało, bo nie miałem jakiegoś bardzo dobrego kontraktu, raczej jeden z wielu, na jaki mogli liczyć też inni zawodnicy. A jeśli chodzi o warunki w Chojnicach to tu też można osiągnąć dobry poziom finansowy.

ROZMOWY Z KAMILEM MAZKIEM MOŻESZ TAKŻE POSŁUCHAĆ:

O tym temacie mówiłeś też w jednym z wcześniejszych wywiadów, ale wtedy nie zdradziłeś kwoty. Jaki dostałeś pierwszy kontrakt w Legii? To było ok. dziesięciu lat temu, wszystko się przedawniło, można już mówić.

(śmiech) Chyba 1200 złotych brutto, wychodziło netto poniżej tysiąca.

Sam się za to utrzymywałeś w Warszawie?

Nie, ja mieszkałem wtedy z rodzicami w Markach. Dojeżdżałem do Warszawy, a w domu z rodzicami za dużych kosztów nie miałem. Pieniążki odkładałem tylko dla siebie, a wydatki były po stronie rodziców.

Jaka była pierwsza fanaberia? Co sobie kupiłeś?

Nie było jednej rzeczy, którą szybko kupiłem, ale długo odkładałem pieniążki. Pierwsze większe przeznaczyłem na samochód. Pierwsze auto kosztowało grosze, albo w ogóle nic, bo to było Cinquecento. Na nim uczyłem się jeździć i zawsze pragnąłem mieć lepszy samochód. Po roku, może dwóch latach, kupiłem sobie Opla Corsę.

Tym Cinquecento podjeżdżałeś też na Łazienkowską?

Oczywiście, czułem się prestiżowo! Byłem unikatowy. (śmiech)

Za czasów gry w Ruchu Chorzów powiedziałeś, że wymarzonym autem jest Ferrari. Dokopałeś się już do niego czy dopiero za kontrakt z Chojniczanki je kupisz?

Za kontrakt z Chojniczanki, ale będzie chyba trzeba na raty wziąć. (śmiech) Z kolei w Cinquecento najgorsze było to, że czasami naciskałem pedał gazu, a on nie ruszał. Na skrzyżowaniu bywały problemy.

Lepiej w tę stronę niż z hamulcem.

Nie no, wtedy bym nie jeździł. Ale generalnie dobrze wspominam tamten samochód.

ZNAJOMYCH ZE SŁYSZENIA MOŻESZ TEŻ SŁUCHAĆ NA PLATFORMIE SPOTIFY:

Zaczęliśmy od krótkiego, prostego pytania o odejście z Arki, to teraz kolejne w kontekście tego klubu. Dlaczego nie udało się awansować?

Wydaje mi się, że trochę wypuściliśmy szansę z rąk. Poziom treningów, piłkarski poziom drużyny jest ekstraklasowy. Jestem w szoku, nawet teraz podsumowując, że nie udało się awansować. Nie wiem, jak to się stało. Nie znam na to odpowiedzi, ale taka jest piłka. Mecz z ŁKS pokazał, że można prowadzić grę, a jednak przegrać. Nie ma jednego czynnika, który bezpośrednio spowodował braku awansu.

Część kibiców mówiła, że brakowało Arce zaplecza, lepszej ławki. Pierwszy skład był lepszy od rezerwowych?

Myślę, że nie. Jeżeli siadałem na ławce rezerwowych, to nie byłem dużo gorszym zawodnikiem od tego, który grał w pierwszym składzie. Kadra Arki, tych dwudziestu kilku zawodników, była wyrównana.

Chcieliśmy też zapytać o okres przygotowawczy. Czy to prawda, że wy byliście tak dobrze przygotowani fizycznie, a te przygotowania tak mocne?

To był jeden z moich najcięższych okresów przygotowawczych. Ja zawsze w głowie miałem, że mój organizm nie lubi ciężkiej pracy, np. okresów przygotowawczych, bo nie jest na nie gotowy. Jeżeli ja odpowiednio o siebie zadbałem w przerwie, w której teoretycznie nic nie robiliśmy, to wtedy mogłem okres przygotowawczy spokojnie przepracować bez trudności. Ale nie wiedziałem do końca, co będzie, jeżeli okres przygotowawczy będzie bardzo trudny. Testem był ten czas u trenera Marca.

Zmęczenie nawarstwiało się, z każdym dniem trenowaliśmy mocniej, a ja byłem w szoku, bo dobrze się wtedy czułem. Myślałem, że kiedyś będzie zadyszka, że nie złapię luzu i świeżości. Natomiast później przyszła liga, wtedy też trenowałem w dobrym samopoczuciu i okazało się, że taki okres przygotowawczy też mi sprzyja. To była dla mnie odpowiedź, bo całe życie poznaję swój organizm. Okazało się, że można w ten sposób przygotować zawodnika do sezonu, bo przez kolejne kilka miesięcy czułem się naprawdę dobrze. Minut nie było za dużo, ale cały czas trenowałem, a nie było żadnych urazów.

Czyli wiosną byliście lepiej przygotowani przez trenera Marca niż jesienią przez trenera Mamrota?

Nie ma takiego klucza, żeby porównać okresy przygotowawcze. Po obu okresach czułem się dobrze, nie miałem kontuzji. A to jest jedna z najważniejszych rzeczy, tak przygotować organizm, żeby nie było urazów. Kolejna rzecz to osiągnięcie wydolności i szybkości na odpowiednim poziomie w trakcie sezonu.

A gdybyśmy porównali obu trenerów ogólnie? Więcej minut rozegrałeś u trenera Mamrota.

To pokazało, że trener Marzec mniej mi ufał, dużo mniej u niego grałem, ale nie czułem się źle. Możliwe, że drużynę widział inaczej, beze mnie.

Nie podpadłeś w żaden sposób?

Nie, chociaż trzeba też trenera zapytać. Ja robiłem swoje, dostałem tyle minut, ile dostałem. Przyczyn trzeba szukać u siebie, ale ja zawsze byłem gotowy.

Jak wyglądała szatnia Arki latem 2020 roku? Wiele rzeczy tam się zmieniło, kto był liderem, jak to funkcjonowało?

Główną i najbarwniejszą postacią był Adaś Marciniak, ale ja nie mam aż tak dobrej pamięci, żeby wspominać, jak to dokładnie wyglądało. Wiem, że to było tylko rok temu, ale z czasem pewne rzeczy wyparowują. Arka przechodziła dużą przebudowę, było wiele zmian i kolektyw tworzyliśmy na nowo. Trzeba było się wkomponować i myślę, że stworzyliśmy naprawdę fajną szatnię. Czytałem, że trener Mamrot wielokrotnie powtarzał, że to super szatnia, i tu się z nim zgodzę. Fajną paczkę mieliśmy.

Skoro wspomniałeś o Adamie Marciniaku, on jest większym zgrywusem czy Miłosz Przybecki?

(śmiech) Na pewno lepiej znam Adama, chociaż mieliśmy styczność tylko przez pół roku, ale z Miłoszem trwało to jeszcze krócej, chyba dwa miesiące. Obaj mają anegdotę na każdy temat i żart w każdej sytuacji.

Jeszcze jedno porównanie, kto ma lepiej ułożoną nogę: Adam Deja czy Filip Starzyński?

O kurczę. Podzieliłbym to. Jeżeli chodzi o uderzenie z gry, to moim zdaniem Adam Deja ma lepiej ułożoną nogę, częściej w jego przypadku piłka trafia tam, gdzie chce, ale przy stałych fragmentach, kiedy trzeba dograć w punkt, to Filip Starzyński.

Jakimi ludźmi byli w Arce Luis Valcarce i Christian Aleman?

Umiejętności piłkarskie obaj mają wysokie. Alemana stać na pewno na to, żeby grać na wysokim poziomie, ale on był akurat mniej komunikatywny. Luis sprawiał wrażenie pociesznego chłopaka, który chce się w szatni zaadoptować. Christian był większym indywidualistą, bardziej skrytym. To mogło też wpływać na jego ocenę w opinii publicznej, ale w moim odczuciu na boisku dawał z siebie 100 procent.

Myślisz, że Aleman odpali w tym sezonie?

Czas pokaże, sam jestem bardzo ciekaw. Nie tylko jego, ale całej Arki, będę śledził poczynania chłopaków. Jeżeli on grałby na swoim wysokim poziomie przez cały czas, to na pewno jest to chłopak na ekstraklasę. Może teraz, kiedy przepracował okres przygotowawczy i zapoznał się już z ligą, ustabilizuje formę.

Przeskoczmy na drugą stronę Trójmiasta, trenerem Lechii jest Piotr Stokowiec. Ty spotkałeś go w Zagłębiu Lubin. Jaki to był szkoleniowiec?

Na pewno bardzo dużą wagę przywiązywał do taktyki, analizy były z wieloma szczegółami. On lubił też cięższy okres przygotowawczy, mocną pracę. Na pewno zapamiętałem go jako profesjonalistę w tym, co robi, ale też taktyka. Mam o nim jak najlepsze zdanie.

A jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie? Słyszeliśmy różne rzeczy, Ty też na pewno widziałeś choćby wywiady Sławomira Peszki.

Czytałem wywiady różnych zawodników, którzy odchodzili z Lechii, ale nie mnie to oceniać. Ja nie byłem w żadnej sytuacji, po której mógłbym trenera jakkolwiek negatywnie ocenić. Na pewno skupiał dużą uwagę na tym, żeby trener mentalny rozmawiał z zawodnikami, żeby sztab wiedział, w którym kierunku pchać szatnię, aby wszyscy razem ciągnęli jeden wózek. Opinie innych osób zostawiam, ja ich nie będę oceniał, z trenerem miałem dobre relacje.

Widziałeś piłkę na wielu poziomach – od rezerw, po ekstraklasę. Byłeś też w okręgu młodzieżowej reprezentacji Polski. Co Cię wkurza w polskim futbolu?

Ja nigdy nie lubiłem takich pytań. Często śledzę twittera i dziennikarze, także inni ludzie związani z piłką, wypowiadają się, co jest beznadziejnego w polskiej piłce, co trzeba poprawić i tak dalej. Ja tak naprawdę nie chciałbym odpowiadać, bo nie mam jednej rzeczy. Mam swój cel, chcę się rozwinąć i pomóc Chojniczance, osiągnąć też konkretne indywidualne statystyki, a nie chcę skupiać się na tym, co trzeba poprawić w polskiej piłce. Nie od tego jestem. Jako zawodnik teoretycznie mógłbym się wypowiadać, ale jest mi to teraz niepotrzebne. Patrząc na twitter, to tak naprawdę wszystko można byłoby zmienić. Ja jednej takiej rzeczy, którą mógłbym wskazać, nie widzę.

W której lidze byłeś w najlepszej szatni? Poziom sportowy ma znaczenie w takiej kwestii?

Odpowiem dwojako, bo ja jestem człowiekiem, który ma bardziej pojedyncze, indywidualne znajomości, a nie, że żyję rewelacyjnie z całą grupą. Można powiedzieć, że z każdego klubu mam kilku zawodników, z którymi utrzymuję kontakt. A najlepiej czułem się w szatni Arki. Tam tworzyliśmy monolit. W Chojniczance jestem jeszcze za krótko, żeby to ocenić, ale do tej pory najlepsza była szatnia w Gdyni.

W Chojnicach atmosferę robił wam będzie kierownik.

(śmiech) Już to zauważyłem, że jest bardzo fajnym i sympatycznym człowiekiem.

A jak różni się codzienne życie piłkarza na różnych poziomach rozgrywkowych? Zmienia się to zależnie od ligi?

Nie, myślę, że wszystko wygląda tak samo. Byłem w Ruchu Chorzów, w Zagłębiu, teraz jestem w Chojniczance, a to, co robię przed czy po treningu, liczba zajęć, wszystko jest na takim samym, wysokim poziomie.

To jak wygląda Twój plan dnia? Co Ty w ogóle w życiu robisz?

(śmiech) Mam się skupić na tym, że wstaję i jem śniadanie? Nie no, najważniejszą częścią dnia jest zawsze trening, przygotowanie do niego i praca nad samym sobą po zajęciach. Na to poświęcam dużo czasu. Po powrocie do domu staram się poświęcać czas rodzinie. Teraz pojawiło się małe dziecko, więc nie narzekam na nadmiar wolnych chwil. Maleństwo nieustannie wymaga troski, opiek. A wcześniej spędzałem czas na głupotach, a nie z głupot to np. nauka języka angielskiego. Starałem się tak wykorzystywać wolne, żeby być jak najlepiej mentalnie przygotowanym. Robić tak, żeby pozostałe rzeczy były tylko dodatkiem, a nie zaprzątały głowę.

W grupie jesteś tak samo wygadany jak w mediach? Tutaj idzie Ci świetnie.

Ja właśnie zawsze byłem cichy. Może kiedy byłem mały, to rodzice śmiali się, że jestem nadpobudliwy. Dużo też wtedy mówiłem. W okresie gimnazjum zacząłem się wyciszać i taki spokojny jestem do dziś. W grupie też za dużo nie mówię.

To ciekawe, bo jesteś jednym z najbardziej wygadanych gości, jakich mieliśmy.

No właśnie nie wiem dlaczego. Może dawno z nikim nie gadałem?

To pewnie kwestia tego, jak dobrze poprowadzona jest rozmowa.

Pewnie tak, trafione pytania i jest nad czym się rozwodzić. (śmiech)

Wracając do wątków rodzinnych, bo wspomniałeś o córce. Mówi się, że dzieci podążają śladem swoich rodziców. Ty będziesz chyba w takim razie bardzo opiekuńczy, co? Twoi rodzice wozili Cię kilka razy w tygodniu na treningi kawał drogi. To robi duże wrażenie.

I właśnie chciałbym im raz jeszcze podziękować. To, że jestem w tym miejscu, jest bardzo dużą ich zasługą. Ja na pewno chcę jak najlepsze cechy przekazać swojemu dziecku i starać się, żeby wychwyciło same dobre. Wiadomo, ludzie mają też swoje wady, ale mam nadzieję, że córka jak najmniej dostrzeże ich w rodzicach, szczególnie we mnie. Mam nadzieję, że przekażę jej dobre wartości i że będzie dobrym człowiekiem.

A jaką Twoją cechę najbardziej chciałbyś jej przekazać?

Jest ich tyle, że nie wiem. (śmiech) A poważnie to nie mam takiej jednej.

Rozmawiali Tymoteusz Kobiela i Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj