Kredyt zaufania, który nie został spłacony. Czy Jakub Kałuziński znów nie wykorzystał swojej szansy?

Jakub Kałuziński sezon rozpoczął w pierwszym składzie Lechii. Od Piotra Stokowca dostał dwie szanse gry od pierwszej minuty, dwukrotnie z boiska schodził po około godzinie. Kolejnych okazji już nie otrzymał, a po dobrym meczu Mateusza Żukowskiego raczej trudno oczekiwać, żeby coś w tej kwestii miało się zmienić. Wygląda więc na to, że młody pomocnik po raz drugi w tym roku nie wykorzystał okazji, by zbudować sobie mocną pozycję w zespole. Na początek cofnijmy się w czasie. Jakub Kałuziński miał być jednym z wygranych rundy wiosennej w Lechii. Zaczynał jako podstawowy młodzieżowiec. Jesienią dostał kilka szans i wyglądało na to, że wiosną może na stałe wywalczyć sobie miejsce w składzie. Nowy rok mógł rozpoczynać ze sporymi nadziejami. Do tamtego momentu zaliczył w sezonie 2020/21 siedem występów w ekstraklasie, dwa w krajowym Pucharze, łącznie uzbierało się 509 minut.

Kałuziński miał też trochę szczęścia, bo skorzystał na trudnej sytuacji Tomasza Makowskiego, którego najpierw z gry wyeliminował koronawirus, a potem zawieszenie za czerwoną kartkę w meczu z Legią Warszawa. Od 13. kolejki 18-latek miał więc pewne miejsce w składzie, bo Rafała Kobrynia Piotr Stokowiec nie widział w swojej koncepcji, a Mateusz Żukowski głównie rozczarowywał. Później, w zimowym oknie transferowym, pojawił się Jan Biegański, ale dopiero stawiał pierwsze kroki w klubie. Wyglądało więc na to, że Kałuziński miał na początku rundy idealny moment, by zbudować swoją pozycję w drużynie i potwierdzić, że w następnych miesiącach i latach to on może być pierwszym wyborem na „pozycji młodzieżowca”.

JAKUB KAŁUZIŃSKI BYŁ W TYM SEZONIE GOŚCIEM ZNAJOMYCH ZE SŁYSZENIA. POSŁUCHAJ:

Potoczyło się to jednak w kompletnie innym kierunku. Kałuziński w 15. kolejce otrzymał czerwoną kartkę w meczu z Jagiellonią, w następnej pauzował za cztery żółte kartoniki i łącznie do końca sezonu wystąpił już tylko w czterech meczach, a uzbierał 162 minuty.

KOLEJNA SZANSA

Nowe rozgrywki miały stanowić jednak nowe otwarcie. Przepracowany okres przygotowawczy, fakt, że młodzieżowcem przestał być Tomasz Makowski oraz kłopoty zdrowotne Jana Biegańskiego sprawiły, że Kałuziński znów miał wszystkie karty w ręku. W pierwszej kolejce zagrał od początku, ale z boiska zszedł po godzinie. W drugiej sytuacja się powtórzyła.

LEPSZY ŻUKOWSKI W OBRONIE

Piotr Stokowiec za pierwszym razem wpuścił Biegańskiego, a za drugim Żukowskiego. I ten wariant spodobał mu się na tyle, że w dwóch kolejnych kolejkach wolał wystawiać typowo ofensywnego zawodnika na prawej obronie niż Kałuzińskiego na jego nominalnej pozycji. To zaprocentowało, Żukowski z Cracovią zagrał bardzo dobrze i zdobył efektowną bramkę. Miejsca w składzie stracić nie powinien, a to kolejna zła informacja dla Kałuzińskiego, który pewnie byłby lepiej oceniany, gdyby wykorzystał okazję bramkową z Wisłą Płock. Uderzył jednak niecelnie, dalej czeka na pierwszą bramkę w ekstraklasie, którą ma już na koncie Żukowski.

Za nami dopiero cztery kolejki sezonu, Kałuziński wystąpił w połowie spotkań, więc niczego oczywiście przesądzać nie można, ale widać jak na dłoni, że młodemu pomocnikowi początek rozgrywek po prostu nie wyszedł. Dostał spory kredyt zaufania, którego nie spłacił. Ma jeszcze mnóstwo czasu, by to nadrobić, ale na razie fakty są takie, że na przestrzeni ośmiu miesięcy dwukrotnie mógł wypracować sobie mocną pozycję w zespole i dwukrotnie z tej okazji nie potrafił skorzystać.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj