W ekstraklasie nie grał, na wypożyczeniu strzela gola za golem. „W Lechii nie dostałem poważnej szansy, ale to nie był stracony czas”

(Fot. 400mm.pl/Grzegorz Radtke)

W Lechii jesienią wystąpił w zaledwie trzech meczach i rozegrał 32 minuty. Zimą w ramach wypożyczenia przeniósł się do Sandecji Nowy Sącz i tam strzela seriami. Rozegrał osiem meczów, zdobył siedem bramek i jest jednym z odkryć wiosny. Co stoi za wybuchem formy Łukasza Zjawińskiego? Jak wyglądało jego odejście ze Stali Mielec? Dlaczego jesienią w Gdańsku się nie przebił? Jaki ma teraz kontakt ze sztabem szkoleniowym i piłkarzami biało-zielonych? Czy bał się Dusana Kuciaka? Między innymi o to zapytaliśmy młodego napastnika.

Jak to się dzieje, że w pierwszej połowie sezonu wystąpiłeś w zaledwie trzech meczach Lechii, a w drugiej, na zapleczu ekstraklasy, strzelasz gola za golem i na tym poziomie jesteś najlepszym napastnikiem w tym roku?

Nie powiedziałbym, że jestem najlepszy, ale w tym momencie na pewno wyróżniam się regularnością. A jak to się dzieje? Tak naprawdę sam do końca tego nie wiem. Może wynika to z tego, że na dobrą sprawę nie dostałem poważnej szansy, bo i „Zwolak”, i Flavio to napastnicy z górnej półki w Polsce. Zdawałem sobie z tego sprawę dlatego wypożyczenie było dla mnie najlepszym wyjściem. Podjęliśmy tę decyzję razem z trenerem i menadżerami. Na ten moment wychodzi mi to na dobre.

To wypożyczenie nie jest spóźnione o pół roku? Nie było możliwości takiego ruchu od razu po transferze do Lechii?

Cała sprawa z Lechią potoczyła się w ostatniej chwili. Liga była już za pasem, ja okres przygotowawczy przepracowałem jeszcze ze Stalą Mielec i myślałem, że tam spędzę ten sezon. Sprawy w klubie potoczyły się w taki sposób, że zostałem odsunięty od drużyny, zesłany do rezerw, a tak naprawdę nie znałem przyczyny. Musiałem znaleźć sobie miejsce gdzie indziej i wiedziałem, że czas aklimatyzacji w Lechii będzie musiał trochę potrwać, że nie wejdę z miejsca do drużyny. Odejście trenera Stokowca, do którego przychodziłem, też mogło mieć na to wpływ. Takie jest życie, w pierwszej rundzie zagrałem w trzech meczach, ale uważam, że ten czas był dla mnie bardzo owocny. Mogłem współpracować ze świetnymi zawodnikami, dużo się nauczyłem pod skrzydłami trenera Kaczmarka. To nie był czas stracony.

ROZMOWY Z ŁUKASZEM ZJAWIŃSKIM MOŻESZ TEŻ POSŁUCHAĆ:

Po Twoim przyjściu zaalarmowała mnie Twoja pierwsza wypowiedź dla klubowego portalu. Stwierdziłeś, że nie miałeś jeszcze okazji porozmawiać z trenerem. Miałem w pamięci słowa Jana Biegańskiego, który powiedział, że na transfer mocno namawiał go między innymi Piotr Stokowiec. Wychodzi na to, że jednego zawodnika trener mocno namawiał, a z drugim nie miał nawet czasu porozmawiać.

Ten transfer potoczył się szybko, na przestrzeni kilku dni musiałem przenieść się z jednego końca Polski na drugi. Z trenerem Stokowcem porozmawiałem już na miejscu, ale ja nie wnikałem w to. Przychodziłem do Lechii z myślą, że i tak wszystko wydarzy się na boisku, a niczego za darmo nie dostanę. Ja chciałem po prostu zmienić otoczenie, bo Stal potraktowała mnie troszeczkę nie fair. Wiadomo, że moje statystyki nie przekonywały, ale podczas każdego meczu i treningu oddawałem całe serce za ten klub. Byłem zdecydowany na transfer do Lechii. Niezależnie, czy przed rozmową z trenerem czy po niej, i tak bym przyszedł do Gdańska.

Co konkretnie zadecydowało o tym, że skreślono Cię w Stali?

Na dobrą sprawę sam do tej pory tego nie wiem. Może i lepiej, że mnie tam już nie ma. Życie się toczy, a nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja życzę Stali jak najlepiej, ten klub dał mi szansę gry w ekstraklasie. Myślę, że nie chodziło o moje zaangażowanie i umiejętności, ale nie mam pojęcia, jak wyglądało to od środka.

Jak z Twojej perspektywy wyglądała Twoja sytuacja jesienią w Lechii? Szanse dostawali kolejni młodzi zawodnicy, sporo pograł choćby Kacper Sezonienko. Jak wyglądała Twoja sytuacja, jakie dostawałeś komunikaty od trenerów?

Na początku czułem, że nie jestem jeszcze gotowy, by wejść na wysoką intensywność. Okres przygotowawczy przepracowałem w Stali, ale później przez kilka tygodni byłem w rezerwach, a wiesz, jak to często wygląda w tych drużynach, grających w IV ligach. Nie jest to jakoś szczególnie wymagający trening, więc brakowało mi pewnych aspektów fizycznych. „Sezon” może też zagrać na innych pozycjach, nie tylko na dziewiątce, a ja jestem typowym napastnikiem, nie mam predyspozycji, żeby zagrać np. na skrzydle. Kacper mógł tam występować, fajnie wyglądał na treningach i miał super moment. To dało mu szansę, którą super wykorzystał i wyglądał bardzo dobrze.

Co mówili Tobie trenerzy? Wskazywali elementy do poprawy czy jasno postawili sprawę, że nie masz szansy na grę i będziecie szukać wypożyczenia?

Nigdy nikt mi nie powiedział, że nie mam szans. Pierwsze cztery tygodnie u trenera Stokowca wykorzystałem, by wejść do drużyny, walczyłem i z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. W meczu z Radomiakiem pojawiłem się na ławce i może gdyby trener Stokowiec został na dłużej, dostałbym u niego szansę. Przyszedł trener Kaczmarek, dostałem okazję debiutu w Krakowie. Wiadomo, że była to tylko minuta, ale to cieszyło. Rozmawiałem z trenerem i wiem, że to, jak pracowałem na treningach nie miało wpływu na to, że nie gram. Może w tamtym momencie według trenera nie byłem gotowy, żeby grać w Lechii, nie dawałem tyle jakości. Rozmawialiśmy jednak o tym, nad czym muszę pracować. O wyjściu na prostopadłe piłki, o utrzymaniu piłki tyłem i przodem do bramki. Nad tymi mankamentami staram się pracować w Sandecji.

Przejście do tego klubu było dla Ciebie momentem na mentalne rozluźnienie?

Myślę, że każda osoba, która mnie zna, powiedziałaby Ci, że ja zawsze pracuję ciężko, niezależnie od tego, czy gram. Przyszedłem z myślą, że niczego nie dostanę za darmo, wiedziałem, że będę musiał wypracować sobie pozycję. Przyszedłem tutaj nie jak na skaranie, bo tak niektórzy mogą to postrzegać. Dla mnie to nie był krok w tył, przyszedłem, żeby zrobić jak najlepszą robotę. Pracowałem na to, co teraz się dzieje, żeby w pewnym momencie to zaprocentowało na moją korzyść. Uważam, że to, co się teraz dzieje, nie jest przypadkiem. Czas i praca, którą poświęciłem, składa się na to, że jestem w tym momencie w niezłej formie, chociaż uważam, że mogę być jeszcze w dużo lepszej.

Chodziło mi raczej o to, czy był to dla Ciebie moment, w którym w końcu nie miałeś przed sobą dwóch bardzo silnych konkurentów i powstała realna szansa na grę.

Tak, zdecydowanie, od razu mówiłem, że w Sandecji będę miał dużo większe szanse na grę. Szedłem za tym, by regularnie grać.

Jak to jest z Twoim strzelaniem w tym roku? Mówisz o dodatkowej pracy, przygotowaniach, ale w niektórych sytuacjach miałeś też sporo szczęścia, piłka spadała Ci na nos.

W ostatnim czasie tego szczęścia trochę mi brakowało, może było to spowodowane złym ustawieniem czy wykończeniem, które nie było jeszcze na niezłym poziomie. W tym momencie te role się odwróciły, piłka spada mi pod nogę, ale też w Lechii pracowałem i nad ustawieniem, i nad wykończeniem. Przychodząc do Sandecji czułem, że jestem gotowy na ten krok. Może nie spodziewałem się, że będę strzelał seriami, ale że w ogóle będę – tak.

A podejście, nastawienie trenera Dariusza Dudka ma znaczenie czy to są didaskalia?

Trener jest osobą, która zaraża uśmiechem, to jedna z jego wiodących cech. Chyba nie widziałem jeszcze takiego trenera. Na pewno będę o nim długo pamiętał, bo dawno nikt tak we mnie nie uwierzył. Może kiedyś podobnie trener Ojrzyński. Trener Dudek mnóstwo mi daje, bardzo dużo rozmawiamy o tym, co muszę poprawiać. On jest człowiekiem, który próbuje inspirować i motywować ludzi. Widać to na Instagramie, ale też w „prawdziwym” życiu. Chodzi też o podejście do pracy, która naprawdę jest ciężka. Niektórym mogłoby się wydawać, że w pierwszej lidze jest łatwiej, ale ja pracowałem już z kilkoma trenerami i tutaj naprawdę jest ciężko.

Jak wygląda Twój kontakt z osobami z Lechii? Ktoś Ciebie monitoruje czy jesteś trochę pozostawiony sam sobie?

Nie chcę mówić, że jestem zostawiony sam sobie, bo to byłoby głupie. Tak naprawdę nigdy nie wiesz, co się dzieje w klubie, możesz być obserwowany na każdym kroku i w ogóle o tym nie wiedzieć. Z trenerem Kaczmarkiem rozmawiałem przed meczem z Anglią w reprezentacji U-20. Pytał o moje zdrowie, jak czuję się w Nowym Sączu, jak wkomponowałem się do drużyny czy jakim gramy ustawieniem. Trener chciał o tym wiedzieć i myślę, że to nie jest tak, że jestem tutaj i nikt się tym nie interesuje. Podczas mojego pobytu tutaj był tylko ten telefon, ale myślę, że na dobrą sprawę sam nie zdaję sobie sprawy, co się dzieje w klubie. A kontakt cały czas mam z chłopakami i z tego się bardzo cieszę.

Ekipa jest chyba bardzo fajna i dobrze się wkomponowałeś.

Tak, ja ogólnie mam taki charakter, że potrafię szybko się zaaklimatyzować i dobrze czuję się w szatniach. Na samym początku znałem Janka Biegańskiego, z którym przyjaźnię się od bardzo dawna. To mi pomogło, ale szybko zakolegowałem się z Łukaszem Zwolińskim i Rafałem Pietrzakiem, właściwie z całą szatnią. Siedziałem obok Dusana Kuciaka, więc zostałem wrzucony na głęboką wodę (śmiech), ale bardzo dużo mi pomagał, często rozmawialiśmy. Fajnie czułem się w szatni Lechii, złapaliśmy fajną chemię.

Nie przestraszyłeś się na początku Dusana? On lubi czasem „zagrać szefa”.

(śmiech) To jest paradoks, bo na początku może troszeczkę się bałem, ale zmieniłem myślenie już po pierwszych rozmowach. Dusan okazał się naprawdę świetnym człowiekiem, bardzo dużo pomagał. Kiedy nie miałem jeszcze auta, zabierał mnie i Janka Biegańskiego na treningi. Na początku się bałem, ale to jest zwykły człowiek, który chce jak najlepiej dla drużyny i zawsze chciał dobrze dla mnie.

Rozmawiał Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj