Z parkietu do akademii. Filip Dylewicz opowiada o życiu po życiu zawodowego koszykarza

(fot. Andrzej Romański/EBL)

25 lat sportowego wyczynu, 708 meczów w koszykarskiej ekstraklasie. Urodzony w Bydgoszczy, mieszkający w Gdyni i pozostający ikoną sopockiej koszykówki Filip Dylewicz oficjalnie zakończył niezwykle bogatą, zawodniczą karierę.

8-letni syn Igor zamierza zmierzyć się z legendą ojca i już teraz zapowiada, że też będzie zawodowym koszykarzem. Po tacie odziedziczył charakterystyczny rzut, określany jako „katapulta” bądź „z plecaka”.

NIE DO PODROBIENIA

42-latek o mentalności pięciolatka, jak sam się określa. Niespełniony w reprezentacji, do której był powoływany w latach 2002-2013. Miał szczęście grać z Adamem Wójcikiem, Marcinem Gortatem, Maciejem Lampe, Michałem Ignerskim, Szymonem Szewczykiem, Dominikiem Tomczykiem i Maciejem Zielińskim. Miał pecha, ze wszyscy oni operowali pod koszem i dla niego reprezentacja była trochę za ciasna.

Znacznie lepiej radził sobie w rozgrywkach klubowych. Wywalczył 12 medali mistrzostw Polski: siedem złotych (w latach 2004-09 z Prokomem Trefl Sopot i w 2014 z PGE Turowem Zgorzelec), trzy srebrne (w 2002 i 2012 z Treflem, w 2015 z PGE Turowem) oraz dwa brązowe (w 2001 z Treflem i w 2019 z Asseco Arką).

Zaliczył też epizody w Old Spice Pruszków, Stali Ostrów, Polonii Leszno i Air Avellino.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Jest wielkim fanem filmowej trylogii Roberta Zemeckisa. Z klocków złożył sobie wehikuł, którym w czasie poruszał się główny bohater. O powrocie na parkiet nie ma jednak mowy. Marzy mu się zaś benefis i pożegnalny mecz. Potem zostanie trenerem, już jest telewizyjnym ekspertem i nie zniknie z radiowej anteny. Wszak jest trzykrotnym laureatem naszego radiowego Pick’n’rolla.

Włodzimierz Machnikowski

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj