Fatalna gra, fenomenalny wynik. Lechia udanie kończy rok

(Fot. Krzysztof Mystkowski / KFP)

Wszystko zapowiadało ogólną katastrofę. Słaba gra, nieprzyjemna aura, zły wynik. To ostatnie udało się ostatecznie poprawić. Lechia „wyciągnęła” mecz z Górnikiem Zabrze, wygrała 2:1 i zakończyła rok. Rok świetny „do przerwy” i fatalny w drugiej połowie.

Trudno powiedzieć cokolwiek dobrego o grze Lechii w ostatnim spotkaniu w tym roku. Biało-zieloni od początku wyglądali dużo gorzej od Górnika. Kiedy goście w pierwszych fragmentach meczu naciskali, gospodarze mieli problem, by w ogóle znaleźć się w posiadaniu piłki. Akcje ofensywne były tak mizerne i było ich tak mało, że gdańszczanie w pierwszych 45 minutach zapracowali na współczynnik xG na poziomie 0,1.

GÓRNIK ZASKOCZYŁ PRZED PRZERWĄ

W drużynie Górnika podobać mógł się zwłaszcza Kanji Okunuki. Szukał gry, pokazywał się do rozegrania i korzystał z kiepskiej postawy ustawionego na prawej obronie Filipa Koperskiego. Górnik kilkukrotnie właśnie tą flanką wyprowadził groźne ataki, brakowało puenty, ale zabrzanie prezentowali się wyraźnie lepiej. Nagrodę otrzymali w samej końcówce pierwszej części meczu. Dani Pacheco zagrał krótko z rzutu rożnego do Erika Janży, ten dośrodkował, a głową Dusana Kuciaka pokonał Emil Bergstroem.

Marcin Kaczmarek zareagował zmieniając w przerwie Koperskiego, którego zastąpił David Stec, ale dopiero wprowadzenie Łukasza Zwolińskiego i Bassekou Diabate po niespełna kwadransie dało jakikolwiek efekt. Dwukrotnie w polu karnym piłka spadała pod nogi Jakuba Kałuzińskiego, za pierwszym razem uderzył jednak niecelnie, a za drugim został zablokowany. Trzeciej szansy już nie miał, bo po zderzeniu z Szymonem Włodarczykiem musiał opuścić murawę.

MALOCA DAŁ NADZIEJĘ, ZWOLIŃSKI – ZWYCIĘSTWO

Wszystko zmierzało w kierunku porażki w słabym stylu. Ogólna mizeria, doprawiona fatalną frekwencją i zimową aurą, była wręcz przygnębiająca. Rękę niespodziewanie podał Lechii bramkarz Górnika Daniel Bielica. Wyszedł z bramki przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego, nie wypiąstkował piłki, a ta spadła na nogę Mario Malocy. Chorwat pewnie trafił, wyrównując w 84. minucie. Asystę trzeba zapisać Diabate.

Lechia uwierzyła, widać było to po postawie piłkarzy. Długo nie przekładało się to jednak na konkrety. Aż do ostatniej akcji. To znów był rzut rożny, znów zamieszanie w polu karnym i bohater ostatnich tygodni Łukasz Zwoliński dał o sobie znać. Dopadł do zgranej przez Michała Nalepę piłki i pokonał Bielicę. Gola celebrował przekazując wyrazy wsparcia dla będącego w żałobie Macieja Gajosa.

To był słaby mecz biało-zielonych, zwycięstwo jest ogromnym sukcesem. Gdańszczanie przezimują ponad kreską. Trzymiesięczna przerwa jest jednak bardzo potrzebna, podobnie jak twardy reset i nowy początek.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj