Powiedzieć, że kariera Henrika Castegrena w Lechii nie rozwinęła się tak, jak miała, to nic nie powiedzieć. Szwed miał być wzmocnieniem zespołu prowadzonego jeszcze wtedy przez Tomasza Kaczmarka. Ani za jego kadencji, ani u żadnego z trzech kolejnych szkoleniowców nie zaprezentował się dobrze. Po półtora roku i zaledwie ośmiu rozegranych meczach odejdzie z zespołu biało-zielonych.
Castegren do Gdańska trafił jako następca Bartosza Kopacza. Na pierwszy rzut oka mógł to być logiczny ruch. Za Kopacza Lechia otrzymała od Zagłębia Lubin dobre pieniądze, budżet nie był już też obciążony jego pensją, a uposażenie Castegrena było wyraźnie mniejsze. W 2021 roku rozegrał dla IFK Norrköping 31 meczów – to też była dobra informacja.
PLAGA URAZÓW
Tyle tylko, że od momentu transferu Szweda prześladowały urazy. Jakby miał alergię na gdańskie powietrze. Do końca sezonu 2021/22 (a trafił do Lechii w lutym), nie zdążył zadebiutować. Kibicom przedstawił się dopiero w październiku 2022 r., rozegrał trzy spotkania ligowe i jedno w pucharze, a na kolejne… czekał do kwietnia. U Marcina Kaczmarka już nie zagrał. Odkurzył go David Badia, poczęstował kolejnymi czterema szansami, ale po zawieszeniu za żółte kartki w meczu z Rakowem, Hiszpan już do Szweda nie wrócił.
Castegren umowę z Lechią miał do końca czerwca 2024 roku, ale kontrakt został przedwcześnie rozwiązany za porozumieniem stron. Z biało-zielonymi związany będzie jeszcze tylko przez tydzień, a od 1 czerwca będzie wolnym strzelcem. I nie ryzykujemy zbyt dużo mówiąc, że w Gdańsku nikt nie będzie za nim tęsknił.
Tymoteusz Kobiela