Brakowało skuteczności, więc zamiast efektownego zwycięstwa jest skromne. Arka się nie zatrzymuje

(Fot. Arka Gdynia/arka.gdynia.pl)

To miał być i był najtrudniejszy sprawdzian Arki w tym roku. Polonię Warszawa i Stal Rzeszów gdynianie odprawili, ale GKS Tychy to już inna półka. A i tak mogło skończyć się spokojnym zwycięstwem. Nie skończyło tylko z jednego powodu – brakowało skuteczności. Stanęło więc na skromnej wygranej Arki w Tychach 1:0.

Zaczął Kacper Skóra, który w 5. minucie znalazł się w znakomitej sytuacji po zgraniu Karola Czubaka. Swoją słabszą, lewą nogą uderzył jednak prosto w bramkarza. Gospodarze odpowiedzieli błyskawicznie akcją z lewej strony, którą niecelnym strzałem zakończył Daniel Rumin. W 25. minucie zaznaczył się Mateusz Radecki. Potężnie przymierzył z dystansu, ale Paweł Lenarcik przeniósł piłkę nad poprzeczką, a chwilę później po stracie Dawida Gojnego Rumin znów miał szansę, powstrzymał go Lenarcik.

ZMARNOWANE SYTUACJE

Zza pola karnego próbowali też Janusz Gol i Hubert Adamczyk, celowniki jednak mieli rozregulowane. Najlepszą okazję miał jednak Czubak. W 39. minucie świetnie wypuścił go Olaf Kobacki, napastnik stanął oko w oko z Maciejem Kikolskim. Czubak w swoim stylu uderzył jednak w bramkarza.

Zrehabilitował się tuż po przerwie. Znów dogrywał Kobacki, ale tym razem na głowę. Sytuacja była trudniejsza, czyli… dla Czubaka łatwiejsza. Bez większych problemów wygrał walkę o pozycję i otworzył wynik spotkania.

Po golu gdynianie stopniowo oddawali inicjatywę i szukali kontrataków. Znajdywali je, mieli kolejne okazje, nie mieli tylko skuteczności. Piłka jakby wręcz nie chciała raz jeszcze wturlać się do bramki. W końcowych 10 minutach zrobiło się nieco bardziej nerwowo, ale doliczony czas gry był już pod kontrolą Arki. Zwłaszcza po drugiej żółtej kartce Jakuba Budnickiego.

To był trudny mecz, ale też dobrze rozegrany przez żółto-niebieskich. Nie zawsze da się wygrać efektownie, czasem trzeba się przemęczyć. Arka się przemęczyła i zasłużenie jest samodzielnym liderem Fortuna 1 Ligi. A przy tym także głównym faworytem do awansu.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj