„Jak do tego doszło?” – to ostatnio jedno z najczęściej zadawanych pytań w trójmiejskiej piłce. Gdańszczanie pytają ironicznie, ciesząc się z awansu i wpadki derbowego rywala. Gdynianie pytają zupełnie serio, bo naprawdę trudno zrozumieć, jakim cudem Arka nie awansowała bezpośrednio do ekstraklasy. Awansować jeszcze może, ale znów czeka ją droga przez mękę, zwana barażami. – Chcemy powalczyć do końca, bo z przebiegu całego sezonu bardziej zasłużyliśmy na awans – mówił nam po katastrofie w meczu z GKS Katowice Karol Czubak.
O awansie w Gdyni mówiło się od miesięcy. Najpierw były pytania, później coraz śmielsze stwierdzenia, a nawet deklaracje. Wojciech Łobodziński nie tyle walczył o awans, co wręcz na niego czekał, tak przynajmniej brzmiały słowa, które niejednokrotnie padały z jego ust podczas konferencji prasowych. Ciągle tylko koło ucha latał ten brzęczący owad, który nie dawał spokoju. Aż okazało się, że katowicka Gieksa ukąsiła i pozbawiła Arkę bezpośredniego awansu.
„JEST TROCHĘ PRZYKRO”
Na trybunach była rozpacz i niedowierzanie. Było też niezrozumienie, bo ciężko pojąć, jak Arka, która długo była najlepszym zespołem w lidze, mogła zacząć tak słabo grać i punktować. Dla GKS Katowice równorzędnym rywalem była w pierwszym kwadransie, później już tylko tłem.
– Jest trochę przykro, bo miało to inaczej wyglądać, a nie wyszło – mówił nam po meczu Karol Czubak. Smutny, ale nie rozgoryczony. – Jestem tutaj trzeci rok, drugi raz jesteśmy blisko, ale to nie wystarcza. Dwa lata temu brakowało nam punktu, teraz nawet mamy tyle samo punktów, a znów spadamy do baraży. Mamy kilka dni, żeby się otrząsnąć i chcemy powalczyć do końca, bo z przebiegu całego sezonu bardziej zasłużyliśmy na awans dodał.
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z KAROLEM CZUBAKIEM:
Łobodziński po meczu stwierdził jasno: nie zrobiliśmy wystarczająco dużo, by awansować. Arka zagrała słabo, to był mecz na warunkach gości. Bliżej było ich zwycięstwa 2:0, niż upragnionego przez gospodarzy remisu. – Każdy powinien stanąć przed lustrem i powiedzieć, czy dał z siebie wszystko w tym spotkaniu. Ja dawałem tyle, ile mogłem. Starałem się utrzymywać piłkę, ale może trzeba było czegoś więcej – mówi Czubak.
BARAŻOWA TRAUMA
Nastroje były fatalne, ale od momentu, w którym wybrzmiał ostatni gwizdek Bartosza Frankowskiego, trzeba było już myśleć o tym pierwszym, który zabrzmi w czwartek. Arka grała o wszystko w kontekście bezpośredniego awansu, ale wszystkiego jeszcze nie straciła. Ta rozpacz bierze się też z barażowej traumy, której gdynianie nabawili się dwa i trzy lata temu. Nadal są jednak głównym pretendentem do awansu po dwóch dodatkowych meczach.
– Już raz faworytem w barażach byliśmy, a wiemy, jak to się skończyło. Mamy na tyle doświadczony zespół, że będziemy potrafili się otrząsnąć. Ci, którzy dłużej są na poziomie centralnym, muszą pociągnąć tych, którzy doświadczenia mają mniej. Tak, żeby to wszystko poszło w dobrą stronę, bo zostały nam – taką mam nadzieję – dwa mecze i będziemy chcieli je wygrać – deklaruje Czubak.
Gdyńscy kibice pod koniec ubiegłego tygodnia byli na ustach całej Polski. Słynna już mowa motywacyjna nie przyniosła skutku, może trzeba było użyć innych metod? Ale wsparcie z trybun w czwartek znów będzie istotne.
– Kibice zawsze byli z nami. Czas bojkotu nie był łatwy, ale po powrocie kibiców na trybuny nasza gra za bardzo się nie zmieniła. Cały sezon wygrywaliśmy u siebie, to była dopiero nasza druga porażka w domu, a tak bolesna. Mam nadzieję, że przyjdzie jak najwięcej kibiców i będą nas wspierać – kończy Czubak.
Mecz Arka Gdynia – Odra Opole w półfinale baraży o awans do PKO BP Ekstraklasy w czwartek o 20:30.
Tymoteusz Kobiela