Wielki powrót Trefla, ale bez happy endu. Siódmy tie-break gdańszczan w tym sezonie

(Fot. PAP/Adam Warżawa)

Po dwóch setach wydawało się, że niedługo będzie można już ruszać na parkingi lub do komunikacji miejskiej. Po dwóch kolejnych, że zaraz Trefl może zanotować największy powrót w sezonie. Happy endu jednak nie było, gdańszczanie odrobili straty, ale po tie-breaku przegrali z Asseco Resovią 2:3 (21:25, 14:25, 25:18, 25:20, 13:15).

Pierwszy set był po stronie Trefla koncertem jednego zawodnika. Alex Nasevich dwoił się i troił, dawał swojej drużynie mnóstwo w ataku, ale chyba zbyt dużo spoczywało tylko na jego barkach. Atakujący zdobył ostatecznie 9 punktów w tej partii, więcej niż cała reszta zespołu razem wzięta. Taki sam dorobek miał w drużynie Resovii Stephan Boyer, ale jednak wsparcie jego kolegów było większe. Goście ten set wygrali 25:21.

Drugi rozstrzygnął się w jednym ustawieniu. Od stanu 6:7 Resovia zdobyła 9 punktów z rzędu. Co tu dużo mówić, było po sprawie. Skończyło się 14:25. A barometrem poziomu gry Trefla znów był Nasevich, który tym razem zdobył tylko jeden punkt.

WRÓCILI DO GRY

Trzeci set to znów inna historia, bo gdańszczanie nie pierwszy raz w tym sezonie pokazali, że potrafią wracać do gry po trudnych momentach. Tak było podczas wcześniejszego meczu w Ergo Arenie z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, tak było też tym razem. Początek był wyrównany, ale trzypunktowa seria od 11:10 do 14:10 dała gdańszczanom spory komfort.

Duża w tym zasługa Bartłomieja Mordyla, który popisał się blokiem, a także Piotra Orczyka, który dołożył as serwisowy. Kolejna trzypunktowa seria, od 16:14 na 19:14 przy zagrywce Rafała Sobańskiego sprawiła, że było już naprawdę dobrze. Rzeszowianie wpadli w dołek, a gdańszczanom w tym momencie wychodziło niemal wszystko. Skończyło się efektownym 25:18.

Mocno się gdańszczanie tym setem zbudowali i wrócili do dobrej gry z początku meczu. Na parkiecie został Rafał Sobański, z kwadratu wszedł też Moustapha M’Baye i to były trafione decyzje trenera Mariusza Sordyla. Do 16:16 set był wyrównany, a od tego momentu gdańszczanie zaczęli przejmować inicjatywę i zrobili to naprawdę imponująco. Ostatecznie wygrali 25:20. Główną armatą gdańszczan w tym secie był zdobywca 5 punktów Sobański.

BEZ HAPPY ENDU

Wszystko zaczęło się od nowa. Tym razem bez serii punktów, bez przestojów, do zmiany stron żadna z drużyn nie miała więcej niż punktu przewagi. Goście prowadzili 8:7 i po przejściu na drugą stronę siatki dołożyli kolejne „oczko”. Sordyl od razu przerwał grę. Po powrocie na parkiet gdańszczanie od razu odrobili straty, ale od 10:10 znów stracili dwa punkty. Kolejnego powrotu już nie było, Trefl przegrał 13:15, a cały mecz 2:3.


Trefl Gdańsk – Asseco Resovia Rzeszów 2:3 (21:25, 14:25, 25:18, 25:20 13:15)

Trefl Gdańsk: Nasevich 21, Orczyk 17, Mordyl 8, Pietraszko 3, M’Baye 5, Kampa 2, Jorna 1 – Koykka (l.), Sobański 10, Jarosz 1, Czerwiński 0.

Asseco Resovia Rzeszów: Boyer 29, Cebulj 13, Kłos 13, Woch 12, Vasina 10, Kozub 2 – Zatorski (l.), Bednorz 2.

MVP Stephen Boyer

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj