Nie było najmniejszych wątpliwości. Arka stłamsiła Wartę

(Fot. Maciej Czarniak / KFP / Tojmiasto.pl)

Arka przejechała się po kolejnym rywalu. Po trudnym meczu i wymęczonym  zwycięstwie w Kołobrzegu, żółto-niebiescy zdominowali Wartę Poznań i już do przerwy wyjaśnili sprawę. Po golach Michała Marcjanika, Kike Hermoso i Tornike Gaprindaszwilego wygrali 3:0.

Trzeba Warcie oddać, że miała swój pomysł na mecz. Chciała zagrać zerojedynkowo: albo wysokim pressingiem, albo cofając się bardzo głęboko. Stłamsić Arkę, albo nie dać jej miejsca, by się rozpędziła. Nacisnąć i odskoczyć. Problem w tym, że nawet najlepszy plan ktoś musi zrealizować, a goście wykonawców mieli po prostu kiepskiej jakości.

DOMINACJA ARKI

I kiedy Arka odpowiedziała wysokim pressingiem, całkowicie zdominowała mecz. Efekty? Rzut karny, który wywalczył już w pierwszym kwadransie Adam Ratajczyk. Wojciech Myć potrzebował wsparcia VAR-u, ale ostatecznie słusznie podyktował jedenastkę, którą ze spokojem wykorzystał Michał Marcjanik.

Arka miała też kolejne okazje, Wartę dwukrotnie ratował Daniel Kajzer, aż do 44. minuty. Dawid Gojny dośrodkował w pole karne, a Kike Hermoso rozpędził się z 16. metra i z bliska trafił głową do siatki, całkowicie tłamsząc obrońcę. Po chwili było już 3:0, tym razem po wysokim przechwycie zza pola karnego uderzył Tornike Gaprindaszwili, a zaskoczony Kajzer musiał wyciągnąć piłkę z bramki po raz trzeci. Do przerwy było 3:0 i druga połowa była już formalnością.

KONTROLA PO PRZERWIE

Po przerwie Arka częściej przechodziła do obrony niskiej, zarządzała meczem bez piłki. Mogła się w tym czuć całkowicie komfortowo, bo z ławki wszedł między innymi Joao Oliveira, więc dla Warty każda strata była dramatycznym wręcz zagrożeniem. Skrzydłowy był z resztą blisko zdobycia bramki po jednym z kontrataków, ale jego uderzenie zostało wyblokowane. Swoich szans szukał też Gaprindaszwili, który wrócił na pozycję skrzydłowego po tym, jak na boisko wszedł Hide Vitalucci.

Warta tak naprawdę poważnie na Arkę nie nacisnęła. Bliżej było kolejnych bramek dla gospodarzy niż choćby honorowego trafienia dla gości. Zmaterializowało się to w końcówce, po szybkim ataku Oliveiry do bramki trafić mógł Sobczak, ale jego próba została zablokowana. Z dobitką głową zdążył Gaprindaszwili i z bliska trafił na 4:0, ale tym razem VAR bramkę anulował z powodu spalonego. Skończyło się i tak bardzo spokojnym zwycięstwem, gdynianie jedną nogą są już w ekstraklasie.

Tymoteusz Kobiela

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj