– Tak się potoczyło, że po prostu nie miałem teamu. Nie chciałem się związać z klubem, któremu bym obiecał coś na 100 proc. i bym się z tego nie wywiązał, bo byłoby to po prostu to nieeleganckie z mojej strony. Wolałem zagrać w otwarte karty ze wszystkimi, z którymi rozmawiałem. Kontraktem warszawskim kupiłem sobie troszeczkę czasu w okresie zimowym, ale życie się tak potoczyło, że dołączyłem do Wybrzeża – mówi Krystian Pieszczek, żużlowiec gdańskiego zespołu.
Pieszczek dołączył do Wybrzeża na początku trwającego już sezonu, kiedy to fatalnej kontuzji doznał Daniel Kaczmarek. Gdańszczanie potrzebowali doświadczonego ligowca, a niespełna 30-letni zawodnik tak naprawdę pozostawał bez drużyny. Był związany tzw. kontraktem warszawskim z Texom Stalą Rzeszów, ale nie miał żadnej gwarancji jazdy w ekipie Metalkas 2. Ekstraligi. – Czy tak to miało się potoczyć? Nie wiem. Trafiłem do Wybrzeża, no myślę, że dla mnie w odpowiednim momencie, ale oczywiście pamiętam o Danielu, za którego mocno trzymam kciuki.
CHCE BYĆ LIDEREM
– Życzę jednak sobie, żeby w końcówce sezonu to na mnie spadała ta cała presja, żebym to ja ciągnął wynik drużyny. Na pewno do tego dążę i nie chciałbym być tą drugą linią nigdy. Zawsze być lepiej tą pierwszą linią, żeby trener wiedział, że ma pewnego asa w rękawie, na którego zawsze można postawić – deklaruje Pieszczek.
W tym sezonie bardzo dobre występy przeplatał słabszymi, ale trzeba przyznać, że forma Pieszczka idzie w górę. Zaczął od słabej postawy w Gnieźnie, ale potem przywoził m.in 8+2 ze Speedwayem Kraków, 6+2 w Opolu, 10 z Lokomotivem, 4 z Polonią Piła, i 8+1 ponownie z Polonią.
Posłuchaj rozmowy z Krystianem Pieszczkiem, w której zawodnik opowiada m.in o zmianach w swoim teamie, specyfice gdańskiego toru i marzeniach o awansie szczebel wyżej:
Paweł Kątnik





