„Stocznia Gdańsk ma przed sobą dni, nie miesiące”

180 mln zł potrzeba, aby Stocznia Gdańsk odzyskała rentowność i była w stanie funkcjonować – powiedział główny akcjonariusz Stoczni Siergiej Taruta. Pytany, jaka część z tych 180 mln zł może pochodzić od ukraińskich udziałowców, ocenił, że może to być ok. 80 mln zł. Finansowanie stoczni z publicznych pieniędzy jest nieuzasadnione, odpowiada krótko Agencja Rozwoju Przmysłu.
75 proc. akcji spółki należy do kontrolowanej przez Siergieja Tarutę spółki Gdańsk Shipyard Group, a 25 proc. do ARP. Udziałowcy od kilku miesięcy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie sposobu poprawy sytuacji zakładu.

– Przez ostatnie dwa lata robiliśmy wszystko by nie doszło do bankructwa. Opracowane były różne scenariusze, żaden nie zawierał pomocy publicznej. Obecnej sytuacji nie da się rozwiązać bez wsparcia Agencji Rozwoju Przemysłu, mówił Siergiej Taruta. Jego zdaniem ARP już przeprowadza scenariusz bankructwa i dezinformuje rząd w sprawie sytuacji Stoczni.

Siergiej Taruta powiedział, że chce za pośrednictwem mediów zaapelować do szefa polskiego rządu i ministra skarbu, by usiedli z nim do rozmów na temat przyszłości Stoczni.

Agencja Rozwoju Przemysłu do słów inwestora odniosła się w specjalnym oświadczeniu. Podkerślono, że angażowanie kolejnych publicznych pieniędzy w stocznię nie znajduje uzasadnienia. – Konferencja Sergieja Taruty nie zmienia stanowiska ARP. Wszystkie argumenty zostały już wielokrotnie powiedziane. Niestety nie znajdują one odzwierciedlenia w biznesowych działaniach. Agencja podtrzymuje swoje stanowisko w sprawie możliwości dalszego zaangażowania w Stocznię Gdańsk na gruncie przedstawionych przez Stocznię dokumentów, głównie biznesplanu z sierpnia br., czytamy w oświadczeniu.

Konferencję prasową, która odbywała się w Warszawie, oglądali w Gdańsku członkowie związku zawodowego Solidarność działającego w stoczni. – To arogancja naszych władz, że główny akcjonariusz Stoczni Gdańsk musi prosić o spotkanie z ministrem i premierem za pośrednictwem mediów, komentował wiceprzewodniczący stoczniowej solidarności. Karol Guzikiewicz powiedział, że jak się słucha słów Taruta to „otwiera się nóż w kieszeni”. Wiceprzewodniczący miał nadzieję, że tych słów słucha także Donald Tusk i „nie gra w tym czasie w piłkę nożną”.

Zdaniem Guzikiewicza właściciel większości akcji w Stoczni Gdańsk stawia poważne zarzuty Agencji Rozwoju Przemysłu, m.in., że niszczy gospodarkę i tworzy nieuczciwą konkurencję. – Kiedy Komisja Europejska zobaczy nagranie z wypowiedzią Sergieja Taruta, to mogą być ogromne konsekwencję w stosunku do rządu, podkreśla związkowiec.

Stoczniowcy zapowiadają, że będą wnioskować o nadzwyczajne zwołanie komisji skarbu państwa. Wierzą, że ich zakład uda się jeszcze uratować.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj