Przepychanki, niecenzuralne słowa i mocne deklaracje – to obraz tego, co działo się w parku maszyn po zakończonym meczu Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk z FOGO Unią Leszno. Samo spotkanie nie dostarczyło zbyt wielu emocji. Dostarczyły je dopiero wydarzenia, które miały miejsce po nim w parku maszyn. Najpierw prezes stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże i sponsor tytularny gdańskiego klubu Tadeusz Zdunek w rozmowie z dziennikarzami poinformował, że był to ostatni mecz, w którym trenerem gdańskich żużlowców był Stanisław Chomski. Później trener przyznał, że już 14 maja złożył rezygnację ze swojego stanowiska.
Zawodnicy Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk postanowili jednak spotkać się z trenerem. W szatni odbyła się 40. minutowa narada, podczas której żużlowcy próbowali namówić trenera do pozostania w klubie. – Choć bardzo chciałbym, żeby trener został, to na jego miejscu również bym stąd odszedł, powiedział w rozmowie z Radiem Gdańsk Dominik Kossakowski.
Gdy pierwsze osoby wychodziły z szatni dało się odczuć nerwową atmosferę. Najpierw słychać było niecenzuralne słowa w stronę teamu Artura Mroczki, by chwilę później doszło do rękoczynów. Brali w nich udział członkowie teamów Artura Mroczki, Thomasa Jonassona i Krystiana Pieszczka. Wszystkiemu przyglądały się rodziny zawodników, a także sam trener gdańszczan Stanisław Chomski.
W pewnym momencie z parku maszyn został wyrzucony brat Artura Mroczki. Sam zawodnik w bardzo ostrych słowach skomentował całe zajście. – Jeśli ktoś wypowiada się w kwestii mojego nazwiska, a w parkingu jest mój brat, siostra i wszyscy noszą te same nazwisko i słyszy, że ktoś jest „dupolizem pod nazwiskiem Mroczka”, to nie ma co się dziwić, że ktoś kogoś atakuje.
Artur Mroczka oskarżał też Krystiana Pieszczka o to, że przed meczem oświadcza, iż „jak dostanę pieniądze to pojadę”. – Ja jadę bez względu na wszystko. Jak będą pieniądze to je dostanę. Wierzę ludziom, którzy zarządzają tym klubem, dodał Mroczka.
Do całej sytuacji odniósł się również Tadeusz Zdunek, który w poniedziałek zadecyduje jakie kary zostaną wymierzone uczestnikom incydentu. – Do takiego czegoś nie może dochodzić u profesjonalistów. Rozumiem, że wszyscy byli bardzo zawiedzeni tym, co wydarzyło się na torze, ale to ich nie usprawiedliwia. Cała sytuacja miała miejsce podczas spotkania w szatni, kiedy dołączył do nas ojciec Krystiana Pieszczka. Z jego strony poleciały niecenzuralne słowa wobec mnie i Artura Mroczki. Potem już wiemy co się stało. Będę się starał, aby to właśnie pan Krzysztof Pieszczek został najsurowiej ukarany, ale także mechanik Thomasa Jonassona Paweł Hlib, który w tych zajściach odgrywał znaczącą rolę, skomentował dla Radia Gdańsk wydarzenia w parku maszyn Tadeusz Zdunek.
Według regulaminu, za zachowanie członków teamu odpowiedzialność ponoszą sami zawodnicy. Najsurowszą karą może być 6-miesięczne zawieszenie.