Sąd Rejonowy w Gdańsku oddalił powództwo kobiety, która domaga się zwrotu 46 tysięcy od prezesa Amber Gold Marcina P. W gdańskim sądzie na rozstrzygnięcie czeka ponad 40 podobnych spraw. Według sądu, pani Barbara, pozew złożyła zbyt wcześnie, bo postępowanie upadłościowe Amber Gold jeszcze się nie skończyło. – Sąd nie ma w tej chwili innej możliwości, jak oddalić powództwo, powiedziała sędzia Urszula Minga-Głuszcz.
– Jestem bardzo rozczarowana, że tak to się skończyło. Miałam nadzieję, że pan Marcin P. odda mi pieniądze. Kiedy poszłam do siedziby Amber Gold w Tczewie, zapewniano mnie, że w ciągu sześciu miesięcy zarobię trzynaście procent i nie poniosę żadnego ryzyka, powiedziała cytowana przez Gazetę Wyborczą pani Barbara.
Tczewianka w 2012 roku zainwestowała 46 tysięcy złotych. Jak powiedziała, to były wszystkie rodzinne oszczędności. – Część pieniędzy dał mi mąż, gdy umierał w hospicjum na raka, część dostałam od córki, która po wypadku dostała odszkodowanie. Gdy okazało się, że pieniądze przepadły, byłam załamana. Trafiłem do szpitala na oddział psychiatryczny. Teraz żyję z renty w wysokości 700 zł, nie stać mnie żeby kupić leki, powiedziała pani Barbara.
Proces był błyskawiczny, odbyła się tylko jedna rozprawa, na której nie było Marcina P. Pani Barbara nie jest jedyną osobą, która domaga się zwrotu pieniędzy. Do sądu trafiło około 40 podobnych pozwów. Wszystko wskazuje na to, że one również zostaną oddalone. Nawet gdyby sąd uwzględnił roszczenia, to klienci Amber Gold mieliby nikłe szanse na odzyskanie wpłaconych pieniędzy. O podziale majątku firmy decyduje syndyk, który w pierwszej kolejności zaspokaja roszczenia państwa. Prokuratura do tej pory zabezpieczyła 6 milionów złotych majątku Marcina P.