Jej mieszkanie to „tykająca bomba”. Pani Ewa z Gdyni potrzebuje pomocy, ale nie chce jej przyjąć

0mieszkanie

Mieszkanie jak wysypisko śmieci, a w środku ona – potrzebująca pomocy starsza kobieta. Mowa o pani Ewie, mieszkance Gdyni. Samotna kobieta nie radzi sobie życiowo i potrzebuje pomocy. Problem w tym, że według osób zainteresowanych jej losem, pomocy nie chce przyjąć. Niespełna 40 m2 – taką powierzchnię ma mieszkanie pani Ewy. Układ standardowy – duży salon, a do tego niewielki przedpokój, z którego wchodzi się do kuchni i łazienki. Tyle teorii. W praktyce powierzchnia mieszkalna nie przekracza kilku metrów kwadratowych. Pozostała część lokalu zajęta jest przez, jak to określa pani Ewa, „dokumenty, gazety i inne ważne rzeczy”. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to po prostu śmieci, których kobieta nie wynosi z mieszkania. Dlaczego? W rozmowie z reporterem Radia Gdańsk twierdzi, że sama ze względu na wiek i brak sił nie jest w stanie o siebie zadbać.

Obok tysięcy gazet można znaleźć także wiele wypalonych świeczek. Kobieta musi z nich korzystać, bo w mieszkaniu, ze względu na nieopłacone rachunki, odcięto prąd. Kobieta sama przyznaje, że to warunki, które zagrażają życiu. – Staram się pilnować tych świec. O moim problemie wie pomoc społeczna. Dwa tygodnie temu była u mnie pielęgniarka, ale nic z tego nie wynikło, powiedziała pani Ewa, wymieniając jednocześnie szereg innych instytucji, które jej zdaniem postawiły sobie za cel odebranie mieszkania.

Jarosław Serzysko, przewodniczący wspólnoty mieszkaniowej, w której mieszka pani Ewa, przekonuje, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej. – Po tym jak pani Ewa wprowadziła się do naszego bloku, czyli ok. 6 lat temu, nic nie wskazywało, że może być z nią jakiś problem. Z czasem przestała płacić rachunki i gdy rozmawialiśmy z nią na ten temat stwierdziliśmy, że coś jest nie tak. W skrócie mówiąc zaczęła twierdzić, że zawiązał się jakiś spisek mający na celu odebranie jej mieszkania, tłumaczył przewodniczący.

Jak podkreślił wszelkie próby udzielenia jej pomocy spełzły na niczym, ponieważ kobieta, choć o tę pomoc prosi, w rzeczywistości boi się ją przyjąć. Problem jest tym większy, że mieszkańcy mają poczucie, iż mieszkają na tykającej bombie. – Stosy papierów plus świeczki to gotowy przepis na pożar, tłumaczył Serzysko.

Zdaniem sąsiadów pani Ewa potrzebuje pomocy lekarskiej. Dostrzegli to również pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, którzy skierowali do sądu wniosek o skierowanie jej na przymusowe leczenie. Sąd jednak wniosek oddalił, uznając, że nie ma takiej potrzeby. – W tej sytuacji zaproponowaliśmy, by uczęszczała do jednego z dziennych domów pomocy społecznej, choćby po to, aby otrzymać ciepły posiłek. Nasi pracownicy zawozili ją w te miejsca, pokazywali, że spotka się w nich z przychylnością, ale ona z tej oferty nie skorzystała, powiedział Cezary Horewicz, rzecznik gdyńskiego MOPS-u.

Co jeszcze urzędnicy mogą zrobić? Cezary Horewicz rozkłada ręce tłumacząc, że dopóki sama kobieta nie zechce przyjąć pomocy, trudno będzie zmienić sytuację. A ta sytuacja może się pogarszać z miesiąca na miesiąc, bo ze względu na rosnące zadłużenie emerytura została częściowo zajęta przez komornika.

00000 banerkontakt

sp/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj