Prawnicy patrzą na tę sprawę i łapią się za głowy. Dlaczego Słupsk stracił ponad milion złotych?

Prawnicy ze słupskiego ratusza popełnili wyjątkowo kosztowny błąd. Miasto kupiło działkę od prywatnego właściciela za milion dwieście tysięcy złotych. Sąd Najwyższy transakcję unieważnił. Miasto jednak nie odzyska pieniędzy. Miejscy prawnicy w 2007 roku kupili pięć hektarów gruntów przy ulicy Gdańskiej. Wadliwie wykorzystali przy tym prawo pierwokupu. Sądowy węzeł gordyjski wydaje się nie do rozwiązania, bo w sprawie pojawił się trzeci zainteresowany. To Kazimierz K., biznesmen, który w 2007 roku zawarł z prywatnymi właścicielami – państwem J. – wstępną umowę kupna, gdyby miasto Słupsk nie kupiło nieruchomości jako pierwsze. To tak skomplikowało sprawę, że prawnicy łapią się za głowy.

SKOMPLIKOWANA KWESTIA WŁASNOŚCI

Do rozstrzygnięcia jest bowiem kwestia zapisów w księdze wieczystej nieruchomości i faktycznego dysponowania nieruchomością. Mimo że Sąd Najwyższy uznał, że miasto nie miało prawa kupić działki i transakcja była nieskuteczna, Słupsk zdążył się wpisać do hipoteki.

– Kto jest właścicielem działki? Musimy to przeanalizować, bo sprawa jest tak skomplikowana, że co prawnik to inna opinia. Obu stronom przysługuje skarga kasacyjna do Sądu Najwyższego i pewnie z niej skorzystamy. Na razie jesteśmy w księdze wieczystej, ale jak widać, sąd do końca sprawy nie rozstrzygnął – mówił po ogłoszeniu wyroku radca prawny słupskiego ratusza Jakub Podruczny.

MIASTO NIE MIAŁO PRAWA

Sąd Okręgowy w Słupsku potwierdził w piątek, że miasto nie miało prawa pierwokupu działki. Sędzia Wanda Dumanowska podkreśliła jednak, że pierwsi właściciele nieruchomości – państwo J. – nie mogą wnioskować o zmianę zapisu w księdze wieczystej i wykreślenia z niej Słupska. Są bowiem związani wstępną umową z 2007 roku z biznesmenem Kazimierzem M., któremu obiecali sprzedaż działki, gdyby nie kupiło jej miasto.

– Państwo J. nie mają legitymacji do wytoczenia powództwa o zmianę zapisu w księdze wieczystej. Dochodzi bowiem do skutku umowa pomiędzy państwem J., a panem M. i tę umowę należy traktować jako bezwarunkową, czyli taką, w której doszło do przeniesienia własności pomiędzy zbywcą a nabywcą – uzasadniała wyrok sędzia Wanda Dumanowska.

ZAROBIĄ DRUGI RAZ?

Efekt więc może być taki, że państwo J. drugi raz zarobią na tej samej nieruchomości. Pieniądze od miasta już dostali i nie muszą ich zwracać. Wystarczy, że dogadają się z Kazimierzem M. Jest jeszcze inna ewentualność. Sąd Najwyższy, do którego sprawa najpewniej trafi, raz jeszcze zdecydować może inaczej.

Przemysław Woś/amo/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj