To efekt nowej ustawy o siedmiolatkach, mówią nauczyciele. Choć dyrektorzy robią co mogą, żeby do tego nie doszło, sami przyznają, że często są bezradni.
SŁUPSK: DOPŁACAMY 5 MILIONÓW
Pięć milionów złotych dopłaci Słupsk do 7-latków w szkołach. Pracę może też stracić dwudziestu nauczycieli. To efekt zmiany ustawy o obowiązku szkolnym. Zgodnie z nowymi przepisami, to rodzice decydują czy posłać dziecko do szkoły w wieku sześciu lat.
NIE WIEM SKĄD MIASTO WEŹMIE DODATKOWE PIENIĄDZE
W Słupsku maluchów z rocznika 2010, które w wieku sześciu lat mogą pójść do szkoły, jest 881. – Jeśli wszyscy rodzice zatrzymają dzieci w przedszkolach jeszcze na rok, wydamy dodatkowo sporą kwotę z budżetu miasta na przedszkola. W takim przypadku stracimy około pięciu milionów złotych subwencji rządowej na uczniów klas pierwszych, ale dodatkowo będziemy musieli wydać pieniądze na utworzenie oddziałów w przedszkolach. To są wydatki niemal wyłącznie miasta i dziś nie mam nawet pojęcia skąd weźmiemy te pieniądze – mówi wiceprezydent Słupska Krystyna Danilecka-Wojewódzka.
NIE MOŻEMY STRACIĆ TYCH NAUCZYCIELI
– Mam nadzieję, że skala tego zjawiska będzie dużo mniejsza, bo przecież za rok wszyscy nauczyciele będą potrzebni. Coś musimy z tym zrobić, być może stworzymy miejsca pracy w świetlicach, bo to nauczyciele specyficzni. Nauczanie początkowe jest bardzo ważne i nie możemy tych osób stracić – mówi Danilecka-Wojewódzka.
Na pewno do pierwszych klas pójdzie 110 dzieci, które w ubiegłym roku jako sześciolatki zostały w przedszkolach. Pozwoli to jednak na utworzenie tylko około pięciu klas.
GDYNIA: BĘDĄ ZWOLNIENIA, ALE NIE WIADOMO ILE
W Gdyni zwolnienia nauczycieli będą, ale na razie nie wiadomo jak wielu straci pracę. Póki co w mieście trwa sondowanie tego, ile dzieci trafi do szkół.
Jak tłumaczy wiceprezydent Bartosz Bartoszewicz, urzędnicy i dyrektorzy szkół prowadzą sondę wśród rodziców i pytają, kto pośle swoje dziecko do szkoły w wieku sześciu, a kto w wieku siedmiu lat. – Dzięki temu teoretycznie będziemy wiedzieć, ile mniej więcej dzieci pójdzie do szkoły. Teoretycznie, bo w praktyce rodzice mogą nawet 31 sierpnia zmienić zdanie – mówi Bartoszewicz.
MNIEJ DZIECI TO MNIEJ NAUCZYCIELI
Nie ulega jednak wątpliwości już teraz, że maluchów w szkołach będzie mniej. A to, jak przyznaje wiceprezydent, oznacza prawdopodobnie zwolnienia. – Mniej dzieci to mniej klas, a to równa się mniej nauczycieli. Taka jest logika, więc być może będziemy borykać się z problemem zwolnień nauczycieli. Póki co, nie potrafię jednak powiedzieć nic o skali – wyjaśnia Bartoszewicz.
Warto też zaznaczyć, że od tego, jak wielu 6-latków pójdzie w tym roku do pierwszej klasy, zależy to, jak wiele miejsc zostanie w przedszkolach dla 3-latków. Gdynia, która dotychczas wielokrotnie chwaliła się, że miejsc w przedszkolach nie brakuje nawet dla niektórych 2,5-latków, teraz może mieć z tym kłopot.
– Jeśli 6-latkowie zostaną w przedszkolach, najmłodsze dzieci będą z tych przedszkoli siłą rzeczy wypychani – rozkłada ręce Bartoszewicz.
KOŚCIERZYNA: ROBIMY WSZYSTKO, ŻEBY UNIKNĄĆ ZWOLNIEŃ
Robimy wszystko, aby uniknąć zwolnień wśród nauczycieli – zapewniają urzędnicy z Kościerzyny. Rekrutacja zakończy się pod koniec marca i wówczas będzie wszystko jasne – mówi dyrektor biura obsługi placówek oświatowych w Kościerzynie, Alicja Kirstein.
– Z informacji, która mamy od dyrektorów wynika, że dzieci, które uczęszczają do tak zwanych zerówek w szkołach, raczej pójdą do klad pierwszych. Takie są przynajmniej na dzień dzisiejszy deklaracje rodziców.
Gdyby nie reforma oświatowa do pierwszych klas w Kościerzynie musiałoby pójść prawie 400 6-latków.
ELBLĄG: CZĘŚĆ OSÓB MOŻE STRACIĆ PRACĘ
Zwolnienia nauczycieli i terapeutów oraz likwidacja oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych. To przewidywane koszty zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków w Elblągu. Władze miasta jeszcze nie oszacowały skutków nowelizacji ustawy oświatowej.
Na razie poszczególne szkoły mają przesłać odpowiednie dane do ratusza – wyjaśnia Łukasz Mierzejewski z biura prasowego prezydenta Elbląga. – Te dane będą spływać do Departamentu Edukacji, Sportu i Turystyki, tam też będą sumowane i naprawdę wstępne wyliczenia mieli gdzieś pod koniec stycznia i wtedy będziemy wiedzieli, ile to miasto może kosztować.
Katarzyna Rachwał – dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 21 w Elblągu dodaje, że obecnie w jej placówce jest 6 klas pierwszych z sześciolatkami i tylko jedna z siedmiolatkami. W przyszłym roku szkolnym planowała utworzyć dwie klasy z 6-latkami. – W tej chwili wygląda na to, że część osób może stracić pracę – mówi.
Wiąże się to też z mniejszą ilością dzieci na świetlicy, czyli kolejnymi etatami, godzinami pracy terapeuty, logopedy. – Trudno mi powiedzieć, ile będzie zwolnień. Najlepiej by było, żeby nikt nie stracił pracy. Najgorsze są dla oświaty nagłe zmiany. We wrześniu było mówione coś innego i nagle w grudniu dowiadujemy się, że będzie zupełnie coś innego – dodaje Rachwał.
GDAŃSK: KAŻDE 25 DZIECI TO JEDEN NAUCZYCIEL
Nawet pół tysiąca osób może stracić pracę w gdańskiej oświacie. Od września do podstawówki obowiązkowo pójdą dopiero 7-latki. Wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk mówi, że likwidacja części klas pierwszych może nieść za sobą konsekwencje.
– Każde 25 dzieci, które do szkoły nie pójdzie oznacza zwolnienie jednego nauczyciela i jednego etatu świetlicowego oraz przeliczeniowego, jeśli chodzi o pracowników administracji i obsługi. Zamknęlibyśmy to w licznie około pół tysiąca osób. To najbardziej czarny scenariusz.
Jeśli do pierwszej klasy nie poszłyby wszystkie gdańskie sześciolatki, to miasto straci ponad 12 i pół miliona złotych z budżetu państwa. Problemy mogą mieć też rodzice 3-latków. – Gmina ma obowiązek znalezienia miejsc dla 4-latków, 5-latków i 6-latków, które do kształcenia powróciły. Na pewno może być problem dla tych najmłodszych.
Gdańsk zachęca rodziców, by posłali sześciolatki do szkół. W pierwsze trzy soboty marca w podstawówkach odbędą się dni otwarte.