Miażdżący raport w sprawie ośrodka wychowawczego pod Słupskiem. „Nie spełnia żadnych norm bezpieczeństwa”

Straż Pożarna nakazała zamknięcie Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Damnicy koło Słupska. Zdaniem strażaków stan obiektu zagraża życiu i zdrowiu niepełnosprawnych wychowanków placówki. Jak ustalił reporter Radia Gdańsk, raport strażaków jest miażdżący dla zarządzających obiektem.

DŁUGA LISTA UCHYBIEŃ

Pałac w Damnicy nie spełnia żadnych norm bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Brakuje dróg ewakuacyjnych, a nawet hydrantów w środku. Stąd decyzja komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Słupsku o nakazie zamknięcia ośrodka. – Lista uchybień jest długa – mówi ogniomistrz Piotr Basarab, starszy technik do spraw kontrolno-rozpoznawczych w komendzie Państwowej Straży Pożarnej w Słupsku.

NIESPEŁNIONE NORMY BEZPIECZEŃSTWA

– Wydaliśmy kilkanaście zaleceń, głównie chodzi o sprawy bezpieczeństwa. Chodzi o przekroczoną długość dojścia ewakuacyjnego, za wąskie korytarze. W ośrodku są też dzieci na wózkach, brak zabezpieczenia dróg ewakuacyjnych przed zadymieniem, blokowanie drzwi ewakuacyjnych, brak wewnętrznych hydrantów, brak wody do gaszenia pożaru na zewnątrz, brak zapewnienia i wskazania drogi pożarowej, co de facto oznacza uniemożliwienia lub znaczne utrudnienie akcji gaśniczej w przypadku pożaru. W budynku na stałe mieszka 42 dzieci, które w nocy są pod opieką dwójki wychowawców. Dzieci śpią w pomieszczeniach na poddaszu, nie ma możliwości podjazdu pod pałac wozu bojowego z drabiną – wylicza uchybienia ogniomistrz Basarab.

ROZGLĄDAMY SIĘ ZA NOWĄ SIEDZIBĄ

Montaż wewnętrznych hydrantów nie jest możliwy, bo pałac jest wpisany do rejestru zabytków i na przekuwanie ścian nie ma zgody. Paweł Lisowski, członek zarządu powiatu słupskiego mówi, że samorząd szuka nowej siedziby dla ośrodka z Damnicy. – Ten obiekt pałacowy nie nadaje się do prowadzenia takiej działalności i rozglądamy się na nową siedzibą. Wystąpiliśmy już do marszałka o przekazanie nam budynku po dyrekcji szpitala wojewódzkiego przy ulicy Lotha – mówi.

Ewentualna przeprowadzka nie jest jednak na razie możliwa. Dyrekcja szpitala wojewódzkiego zwolni obiekt przy ulicy Lotha dopiero z początkiem przyszłego roku. Poza tym na oddanie budynku musi się zgodzić Pomorski Urząd Marszałkowski.

WŁADZE WIEDZĄ O STANIE BUDYNKU

O zaleceniach strażaków władze powiatu słupskiego wiedzą od roku. – Nie jest tak, że nic nie zrobiliśmy – dodaje Paweł Lisowski. – Poprawiliśmy drożność korytarzy, wymieniliśmy część wykładzin na podłogach, udrożniliśmy dodatkowe wyjście przez zabytkowe drzwi, jest też nowa instrukcja przeciwpożarowa, usunęliśmy kraty z pomieszczeń w których przebywają ludzie, przeprowadzono inspekcję zewnętrznych hydrantów, naprawiono też piorunochron. Teraz dzieci w nocy pilnuje dwóch wychowawców, wcześniej był tylko jeden – podkreśla.

NIE MAMY CO ZROBIĆ Z PODOPIECZNYMI

Samorząd nie wykonał jednak decyzji straży pożarnej o zamknięciu ośrodka. Nadal jest ona w mocy. Nieoficjalnie władze powiatu rozkładają ręce, bo w przypadku zamknięcia pałacu nie wiadomo, co zrobić z podopiecznymi do czasu znalezienia nowej siedziby.

TO MOŻE BYĆ PUŁAPKA JAK W KAMIENIU POMORSKIM

– Pałac ma dach kryty blachą i właściwie jedną drogę ewakuacji. Nie chciałbym być w skórze osoby odpowiedzialnej za bezpieczeństwo tego obiektu i lokatorów w przypadku pożaru. Ogień w takich budynkach potrafi szybko odciąć drogę ewakuacji, a blacha na dachu tylko potęguje temperaturę podczas pożaru. To może być taka pułapka jak w Kamieniu Pomorskim, gdzie spłonął budynek socjalny – mówi anonimowo reporterowi Radia Gdańsk specjalista od bezpieczeństwa

Przemysław Woś/amo/mich

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj