Przyznaje, że nie lubi rozmawiać o chorobach. Odwiedziny chorych dzieci to jednak zupełnie coś innego. Mateusz Damięcki postanowił trzy dni spędzić z małymi pacjentami na oddziałach gdańskich szpitali.
Aktor przyniósł dzieciom prezenty, zdjęcia i mnóstwo uśmiechu. – Szpitalne oddziały, gdzie chorują dzieci, to dla mnie zawsze wielka lekcja pokory – przyznaje Mateusz Damięcki.
NAUKA POKORY
Aktor zaznacza, że zarówno chore, jak i zdrowe dzieci nie znoszą braku naturalności i sztuczności. – Są w stanie to wszystko natychmiast wykryć i napiętnować. Dlatego zdaję sobie sprawę, jak ważne jest to, co do nich wtedy mówię, o czym rozmawiamy i jak ta wizyta przebiega. Bywało różnie – zwierza się aktor naszej reporterce.
– Kiedyś na oddziale onkologicznym kilkunastoletnia dziewczynka przerwała ze mną rozmowę. Bardzo za to przepraszała. Tłumaczyła, że nie może dokończyć rozmowy, bo ma torsje. Słysząc takie słowa wiem, co tak naprawdę się liczy. Wiem, jak bardzo ona się wstydziła, kiedy musiała mi to powiedzieć, jak bardzo źle się czuła i jak bardzo nie chciała przerywać tej rozmowy. To są dramatyczne chwile, w których ode mnie jako od zdrowego bardzo wiele zależy – opowiada aktor.
POMOC WSPÓLNIE Z PRZEMKIEM SZALIŃSKIM
Mateusz Damięcki odwiedził chorego na porażenie mózgowe Marcina z Sopotu. – Zbieramy dla niego na rehabilitację, na remont mieszkania, na laptopa. Gdybym mógł, przyjeżdżałbym co tydzień na spotkania z publicznością po to tylko, by zebrać potrzebną sumę. Wiem, że niemal co tydzień dzięki akcji Przemka Szalińskiego moi koledzy aktorzy stają na wysokości zadania i pomagają w zebraniu potrzebnej sumy – mówi.
ZWYCZAJNA ROZMOWA
Po szpitalach w Gdańsku Mateusz Damięcki jeździł w poniedziałek od rana. Odwiedzał odziały hematologii, endokrynologii dziecięcej i diabetologii. – Wiele w swoim worku z prezentami nie mam, ale jeśli tylko mogę opowiedzieć dzieciom jak nagrywaliśmy jakąś scenę do popularnego serialu albo jak wyglądała scenografia np. w „Przedwiośniu”, to chętnie to robię. Dzieciaki wbrew pozorom wcale zbyt często nie pytają o plan filmowy, o moje filmy i role. Interesuje ich co robię poza sceną. Jakiej muzyki słucham, gdzie spędzam wakacje, co jem. Gadamy często o przysłowiowej pogodzie. A najczęściej ja mówię, bo jestem strasznym gadułą i zamęczam te dzieciaki. One mają mnie już czasem dosyć – śmieje się Damięcki.
DZIECI DOSTAŁY MASKOTKI
Aktor dodaje, że dzieci, które odwiedza, są kochane, jedyne i cudowne. – Te najmłodsze cieszą się z kolorowych maskotek, ale gdy spotykam nastolatka, to wtedy niebieski pluszowy rekinek trochę mało go cieszy. Następnym razem przywiozę jakieś audiobooki lub muzykę – zapowiada.
Podczas wizyt Mateusz Damięcki rozdaje autografy i chętnie pozuje do wspólnych zdjęć. – Jednak najbardziej cieszą się z tego panie pielęgniarki i lekarki. Ciekawe dlaczego? – zastanawia się.
Mateusz Damięcki w poniedziałek odwiedził dzieci w szpitalu na Zaspie, Uniwersyteckim Centrum Klinicznym i w dawnym szpitalu wojewódzkim Copernicus.
Anna Rębas/mili