Dziecko wyślizgnęło się z rąk położnej podczas porodu. Rodzina zawiadamia prokuraturę

Noworodek wypadł z rąk położnej podczas porodu w szpitalu UCK przy Klinicznej w Gdańsku. Na szczęście dziewczynka przeżyła i rozwija się prawidłowo. Miała krwiaka na głowie, który zdaniem matki, powstał w wyniku upadku. Teraz rodzina zawiadamia prokuraturę.
W wypisie ze szpitala, do którego dotarł nasz reporter jest napisane, że po urodzeniu dziecko wyślizgnęło się z rąk położnej, upadło na stolik porodowy, a następnie spadło na podłogę. Podczas upadku doszło do urwania pępowiny.

SALOWA ZAPYTAŁA, CZY BYŁA TU RZEŹNIA

Matka dziewczynki Pani Kamila uważa, że to skandal. – Usłyszałam tylko upadek. Nie wiedziałam, co się dzieje, nie słyszałam płaczu dziecka. Kiedy dali mi córkę na ręce, wydawało mi się, że nie oddycha. Wtedy szybko zabrali ją do inkubatora i zawieźli na neonatologię. Mąż pobiegł za nimi, przyszła salowa i sprzątając podłogę zapytała się, czy była tu rzeźnia. Tu było tyle krwi, że wszyscy myśleli, że dziecku się głowa rozbiła – relacjonuje w rozmowie z naszym reporterem.

MAMA MAŁEGO SPADOCHRONIARZA

Szpital wypłacił kobiecie 1500 złotych odszkodowania i na tym sprawa się zakończyła. Pani Kamila ma żal, że nie udzielono jej psychologicznego wsparcia. – Ze strony szpitala nie było żadnych przeprosin. Wypłacili odszkodowanie i uważają, że jest wszystko w porządku. To nie o to chodzi. A po porodzie kiedy przyszłam, powiedzieli: „Przyszła mama małego spadochroniarza, który zawisł na pępowinie”.

JAK POŁOŻNA MOGŁA WYPUŚCIĆ NOWORODKA?

Lenka niedawno skończyła roczek i rozwija się prawidłowo. Jeszcze nie chodzi i nie chce długo stać na nóżkach. Szef kliniki profesor Krzysztof Preis nie potrafił wytłumaczyć naszemu reporterowi, dlaczego doszło do incydentu.

– Pacjentka nagle tak głośno krzyknęła, że doprowadziło to do wyślizgnięcia się noworodka. Trudno mi to dokładnie opisać, bo nie byłem przy tym. Przy porodzie była doświadczona położna z około 30-letnim stażem. Musiało zdarzyć się coś nietypowego – tłumaczył.

Rodzina dziewczynki o sprawie zawiadomi prokuraturę.

Grzegorz Armatowski/mich
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj