Hodowcy drobiu alarmują: „Zostaliśmy oszukani”. Straty wyliczają na ponad 20 milionów złotych

Ponad stu hodowców drobiu i trzody chlewnej z Pomorza czuje się oszukanych przez ubojnię A&B Drób z Żukowa.

Spółka złożyła wniosek o upadłość i miała nie wypłaciła pieniędzy za odbiór towaru. Liczba wierzycieli stale rośnie, a hodowcy już wyliczyli straty na ponad 20 milionów złotych.

„NIE MAMY ZA CO ŻYĆ”

Rolnicy z Kaszub zaznaczają, że są w bardzo trudnej sytuacji Dla wielu z nich firma A&B Drób była jedynym odbiorcą towaru. Rolnicy mają żal do spółki, która wiedząc, że jest w trudnej sytuacji, nadal odbierała od nich drób i trzodę chlewną. Od trzech miesięcy nie zapłaciła jednak faktur. Teraz hodowcy nie mają z czego żyć.

– Nie mam za co kupić następnych piskląt, paszy… Nie wiem co mam zrobić. Może ktoś powiedzieć, żebyśmy dalej nie hodowali, ale to tak nie działa. Żywy towar się zamawia wcześniej, więc sam miałem już zamówione pisklaki. Nikt nie wierzy w to, że uda się odzyskać pieniądze. Szukamy tylko sprawiedliwości – mówi jeden z nich.

„CELOWE DZIAŁANIE”

Rolnicy twierdzą, że spółka celowo działała na ich niekorzyść. – W ostatnich latach po wprowadzeniu Grzegorza B. do spółki, firma zaczęła opóźniać się w płatnościach. Na koniec specjalnie doprowadził spółkę do upadłości wyciągając z niej dużą sumę pieniędzy – tłumaczą naszemu reporterowi.

Śledztwo wszczęła prokuratura w Kartuzach. Przesłuchała część pokrzywdzonych hodowców i zabezpieczyła dokumentację firmy. Teraz dochodzenie przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.

– Jest uzasadnione podejrzenie, że do przestępstwa doszło – mówi prokurator Tatiana Paszkiewicz. – Wniosek o ogłoszenie upadłości jest podstawą do tego, aby przyjąć, że w momencie, gdy dochodziło do transakcji, firma była w takiej sytuacji finansowej, że nie mogła się z niej wywiązać.

We wtorek hodowcy drobiu i trzody chlewnej będą protestować przed siedzibą firmy w Żukowie. Nie udało nam się skontaktować ze spółką A&B Drób. Otrzymaliśmy jednak oświadczenie napisane przez adwokata firmy Piotra Barteckiego.

 

 


Grzegorz Armatowski/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj