– Szukałam śladów krwi, moja suczka była przerażona – mówi pani Aleksandra, której pies został najprawdopodobniej porażony prądem, i to w samym centrum miasta, przy wejściu do Gdańskiej Hali Targowej.
Pani Aleksandra wybrała się na wieczorny spacer z psem. Gdy była na ulicy Lawendowej w Gdańsku przed wejściem do gdańskiej Hali Targowej doszło do wypadku.
– Ruda, moja suka, znienacka wypluła zabawkę. Skowycząc, wyskoczyła metr w górę. Kiedy wylądowała, była przerażona, a nie jest to piesek, któremu zdarza się czegokolwiek bać – relacjonuje wydarzenia słuchaczka Radia Gdańsk. – Nie wiedziałam, o co chodzi. Szukałam śladów krwi, oglądałam łapy, bo obok leżała rozbita butelka – dodaje.
„NIE BYŁ GORĄCY, TYLKO RAZIŁ PRĄDEM”
Zrozpaczona właścicielka psa stwierdziła, że w pobliżu nie ma innej rzeczy, która mogła zagrozić stworzeniu, oprócz halogenu podświetlającego od dołu halę. W chwili emocji dotknęła go, żeby sprawdzić, czy może jest gorący i psina zwyczajnie poparzyła sobie poduszki łap.
– Nie był gorący, tylko raził prądem. Nie śmiertelnie, ale jednak. Przecież to zagrożenie, jeśli nie dla ludzi, bo oni są odizolowani podeszwami butów, to na pewno dla Rudej, która butów nie nosi. Wracając, musiałyśmy minąć jeszcze kilka takich lamp, więc dopilnowałam, żeby pies nie przechodził nad oświetleniem – opowiada pani Aleksandra.
„TECHNICY NIE STWIERDZILI NIEPRAWIDŁOWOŚCI”
Mieszkanka Gdańska najpierw zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze przekierowali ją do Dyżurnego Inżyniera Miasta. Dyżurny przyjął zgłoszenie. Wcześniej w podobnej sprawie dzwonił już mężczyzna. Poinformowano techników z firmy zewnętrznej, którzy nie stwierdzili przebicia.
Czy zatem dwa zgłoszone przypadki „lekkich porażeń” są imaginacją mieszkańców, czy jednak w centrum Gdańska chodniki kopią prądem? Jeśli mieli państwo podobny przypadek, prosimy o kontakt.
puch
p.puchalski@radiogdansk.pl