Afera podsłuchowa w słupskim ratuszu. Radni oburzeni, Biedroń odpowiada: „To sprawa między pracownikiem a pracodawcą”

Afera podsłuchowa w słupskim ratuszu. Pracownik wydziału finansowego nagrywał potajemnie przełożonych. Został złapany na gorącym uczynku.

Urzędnik został zwolniony, ale nie dyscyplinarnie, a za porozumiem stron.

ŻEBY NAGRANIA NIE WYPŁYNĘŁY?

Słupscy radni są sprawą zbulwersowani. Anna Rożek z PO i Anna Mrowińska z PiS oficjalnie pytają, dlaczego sprawa nagrywania urzędników nie została upubliczniona, nie została zgłoszona do prokuratury i dlaczego pracownik został potraktowany łagodnie przez prezydenta. – Takie rzeczy powinno się piętnować i upubliczniać. To typowe niestety dla naszego ratusza, że to co korzystne się promuje, a takie sprawy się ukrywa. To symbol w Słupsku. To dziwne, że urzędnik nie został zwolniony dyscyplinarnie. Postawię taką tezę: czy dlatego kierownictwo ratusza poszło na rękę tej osobie, bo chciało, by pewne nagrania nie wypłynęły? Powiem szczerze, że od razu coś takiego przyszło mi na myśl – mówią.

„NAJLEPSZE ROZWIĄZANIE”

Prezydent Słupska Robert Biedroń odmówił szerszego komentarza w tej sprawie. Jak podkreśla, w jego opinii to sprawa pomiędzy pracownikiem a pracodawcą i nie było potrzeby zwolnienia dyscyplinarnego. – To rozwiązanie najlepsze dla ratusza. Tego samego dnia, gdy sprawa została ujawniona, rozwiązałem umowę o pracę z tą osobą. Nie zawiadomiliśmy prokuratury, bo takie sprawy są ścigane na wniosek pokrzywdzonych. Nie będę komentował tej sprawy, to wewnętrzna sprawa ratusza – mówił Biedroń.

Zwolniony pracownik to długoletni urzędnik słupskiego ratusza. Pracował w wydziale finansowym.

 

Przemysław Woś/mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj