Dawni mieszkańcy po raz dziesiąty zjechali do Wisłoujścia. Na jubileuszowe spotkanie przybyło prawie 80 osób z różnych stron Gdańska oraz Polski. Impreza zaczęła się od uczczenia pamięci obrońców Westerplatte i wspólnego odśpiewania hymnu. Potem były tort, szampan i rozmowy pełne wspomnień. Wielu byłych mieszkańców tego półwyspu trafiło tam krótko po zakończeniu II wojny światowej.
– To było w 1945 roku w lipcu – mówi Włodzimierz Mrowicki, który miał wówczas 3 lata. – Przypłynęliśmy łódką na Wisłoujście, na ulicę, która nazywała się Nowy Hel. Zameldowani byliśmy 20 lipca 1945 roku. Decyzję wydał komisariat w Nowym Porcie. To był pierwszy meldunek na Wisłoujściu. Było nas siedmioro z rodzicami.
OD SPOTKANIA KLASOWEGO DO ZJAZDU MIESZKAŃCÓW
Początkowo dzieci z Wisłoujścia uczęszczały do szkoły w Nowym Porcie. Dopływana do niej promem z półwyspu Westerplatte. Dopiero w połowie lat 50. wybudowano tam szkołę. To właśnie jej absolwencji 10 lat temu organizowali pierwsze spotkanie. Dyrektor szkoły, Marian Czerwonka, był zawsze honorowym gościem spotkań. Niestety zmarł przed kilkoma tygodniami i nie doczekał jubileuszowego.
Początkowo był to zjazd kolegów i koleżanek z dawnej klasy. Później przerodziło się ono w zjazd dawnych mieszkańców nieistniejącej już dzielnicy. – Zaczęło się od portalu nasza-klasa.pl – mówi Roman Jasiński, organizator zjazdu oraz siostrzeniec Urszuli Różyckiej i Włodzimierza Mrowickiego. – Z tego wszystkiego zrobiło się spotkanie mieszkańców. Dziś jest nas tu blisko 80 osób. Od poprzedniego spotkania odeszły 4 osoby, które były z nami. Jestem zadowolony z tego, że ludzie przyjeżdżają i przyjeżdżają z daleka, nie tylko z Gdańska, ale też z Niemiec, Hiszpanii, ze Stanów. Starają się tak planować urlopy, żeby w tę pierwszą sobotę września móc się tu spotkać. W tym roku spotykamy się w drugą, bo 1 września wypadł w sobotę. Spotykamy się, wspominamy stare rzeczy, potem idziemy na miejsce, w którym są złożone prochy obrońców Westerplatte. Potem idziemy przed Wartownię numer 1, gdzie odśpiewujemy pierwszą zwrotkę hymnu. Później spotykamy się na małym poczęstunku i rozmowach – dodaje.
„SĄ TO MIŁE SPOTKANIA”
Gdy pytam Romana Jasińskiego co było niezwykłego w mieszkaniu na Wisłoujściu, że po tylu latach jego dawni mieszkańcy wciąż kultuwują jego pamięć odpowiada: – Co jest clue tej całej sprawy? Nie wiem. Przed każdym domem stała ławka, ludzie na tych ławeczkach siadali. Te więzy międzyludzkie były wtedy inne, wszyscy ludzie się znali. Podejrzewam, że te więzi pozostały do tej pory. Niektórym trzeba się przedstawić, bo przez 45 lat się ludzie zmieniają. Są to miłe spotkania – mówi Roman Jasiński. – Było tu miło. Naokoło było parę jednostek wojskowych w lesie. Jako dzieci biegaliśmy za nimi. Sama osada była historyczna. Zbudowana w 1926 roku jako Neu Hel. Wisłoujście miało swój kościół. Był najpierw na twierdzy, potem wyniesiony poza forty twierdzy. Był tu osiemnastowieczny cmentarz ewangelicki, który przy budowie Siarkopolu został zniszczony. Pamiętam marmurowe płyty z pismem gotyckim – wspomina.
– Po pierwszym spotkaniu stale anonsowałam ilu nas będzie, żeby przygotować poczęstunek. Zamawiam tort – mówi Teresa Kandler, współorganizatorka zjazdu. – Gdyby nie zbudowano Siarkopolu to byłaby piękna dzielnica willowa. Teren był i jest piękny. Na pewno ludzie by budowaliby domy. My jesteśmy jedynymi świadkami historii budowy pomnika na Westerplatte.
WSPOMNIENIA
Dawni sąsiedzi chętnie ze sobą rozmawiali. Zamieniali kilka słów i wspominali dawne czasy praktycznie z każdym przypadkowo dawnym mieszkańcem Westerplatte. – Mieszkałem tu od 1950 do 1973 roku. Tu prowadziła tylko jedna droga od torów kolejowych – wspomina Marek Fiszer pokazując dawne zdjęcia, między innymi pełnego promu, który przewoził uczniów z Wisłoujścia do szkoły w Nowym Porcie.
– To były bardzo sympatyczne chwile – wspomina Alina Kretowska. – Było tu dużo zieleni, wokół ogrody, bardzo blisko morze.
– Człowiek był szczęśliwy z tej bliskości morza – mówi Halina Galewska. – Codziennie mogliśmy tu chodzić. Zawsze spotykaliśmy się na plaży, całymi grupami. Wszyscy razem bawiliśmy się nad morze. Spacerowaliśmy w kierunku Westerplatte. Były tu górki, z których zjeżdżaliśmy zimą.
– Mieszkam na Śląsku, ale mieszkałam przy twierdzy – mówi Renata Minciel. – Wspaniale wspominam tamte czasy. Siadaliśmy na wałach gdy były organizowane regaty. Przyjechałam tu z Katowic. Bardzo jestem szczęśliwa, że mogę tu być.
„DZIELNICA PRZEMYSŁOWA POTRZEBOWAŁA NOWEGO MIEJSCA”
Od kilku lat zjazdy odbywają się we współpracy z Muzeum Gdańska. – Do niedawna można było tu zaobserwować budynki drewniane, pozostałości po nich. One niszczały z każdym rokiem. Były to domy drewniane jedno lub dwurodzinne – mówi Maciej Flis kierownik Twierdzy Wisłoujście z ramienia Muzeum Gdańska. – Na samym szańcu twierdzy znajdowało się kilka domków. To był ciągły proces od zakończenia wojny rozszerzania się portu i strefy industrialnej. Obecny Siarkopol zajmuje cały teren dawnego osiedla Nowy Hel i dawnego cmentarza, który mogł sięgać XVIII wieku. Rozrastająca się dzielnica przemysłowa potrzebowała miejsca, a mieszkańcy dostawali przydział w innych miejscach. Spotkaliśmy się z mieszkańcami po raz pierwszy na dniach sąsiadów. Wtedy poznałem panią Teresę Kandler i Romana Jasińskiego, organizatorów spotkań mieszkańców Westerplatte. Byłem zdziwiony, że ci ludzie utrzymują ze soba tak bliski kontakt, oglądają pamiątki, pokazują sobie zdjęcia. Poprosiłem o możliwość spotkania celem utrwalenia tych wspomnień dla następnych pokoleń i dla mieszkańców Gdańska, którzy może jeszcze nie wiedzą o spotkaniach mieszkańców Gdańska.