Nieugięty, nieustraszony, pełen pasji i wiary we własne możliwości. Jako pierwszy człowiek w historii samotnie przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki. Znany na całym świecie podróżnik Aleksander Doba opowiada o motywacji oraz planach.
Aleksander Doba 25 października został patronem Morskiej Szkoły Podstawowej na Ujeścisku w Gdańsku. Przy okazji jego wizyty w Trójmieście, udało nam się chwilę z nim porozmawiać. Kim jest i jakie są jego motywacje? m.in. o to pytał Jacek Klejment.
– Namieszałem trochę na świecie, bo przepłynąłem kajakiem trzy raz Ocean Atlantycki – rozpoczął naszą rozmowę pan Doba.
Już na samym początku warto dodać, że tego wyczynu dokonał trzykrotnie. Pan Aleksander onieśmiela swoimi osiągnięciami, a kiedy dodać do tego, że właśnie skończył 72 lata, zwrot „nie chce mi się” nie przechodzi przez gardło. A co motywuje Aleksandra Dobę? Zdradził w rozmowie.
– Jestem człowiekiem ciekawym świata, radosnym, serdecznym i towarzyskim. Nie uciekam od ludzi i staram się robić dla nich coś ciekawego. Jeśli tylko mogę to kajakiem, jeśli nie – to turystycznie, ale zawsze staram się zrobić coś ciekawego i dobrego.
Wielu zadaje sobie pytanie – po co? Dlaczego 70-latek naraża swoje życie?
– To prawda, mam już ponad 70 lat, ale to doświadczenie życiowe i zaradność wykorzystywałem w różnych moich wyprawach. Najważniejsza jest mentalność. Umysłowo jestem dobry, czuję się młodo, serce nadąża, myśli też mam młode. Ponosi mnie energia i chcę to wykorzystać w różny sposób.
To jaki jest sekret Aleksandra Doby na tę chęć do życia?
– Ciekawość poznawania świata. Ja byłem ciekawy, jak długo będę w stanie wytrzymać psychicznie sam. Robiłem na sobie różne eksperymenty. Jestem dość odporny na wiele rzeczy, mnie byle co nie jest w stanie załamać. Chociaż mam dużą wyobraźnię, ale nie powiem, co by mnie załamało. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale nie jestem ryzykantem. Kiedy mam działać na nowych polach jestem ciekawy, ale ostrożny. Nie będę wbiegał na kruchy lód i sprawdzał, kiedy on się załamie, chociaż za młodu tak się robiło.
Ta siła poznania czegoś nowego przełamuje ludzkie słabości?
– Dla mnie są magnesy przyciągające. Tam, gdzie nie byłem, nie znam ludzi ani języka, trasy ani terenu – to działa na mnie przyciągająco, ale dla wielu będzie to odpychające. Ja mam optymistyczne podejście, ruszam na nieznane pole. Wierzę w moją siłę. Po prostu jestem optymistą.
A co Pan sobie mówi w momencie jakiegoś załamania?
– Jakiego załamania? Ja się nie załamuję byle czym. Jeżeli chodzi o moje wyprawy oceaniczne, to zawsze byłem bardzo dobrze przygotowany. Do każdej wyprawy przygotowywałem się po 2-3 lata. Przeżyłem w kajaku sztorm o sile 10 w skali Beauforta i fale o wysokości 10 metrów, ale zawsze byłem na to przygotowany. Wraz z piętrzeniem się przeszkód ta psychika mi spadała, ale zawsze było to pozytywne myślenie. Ani razy nie miałem takiego załamania, że leżę jak dętka i nic.
Zostaje Pan patronem Morskiej Szkoły Podstawowej w Gdańsku. Co Pan chce przekazać młodym?
– Głownie to ciekawość poznawania świata. To jest moją siłą napędową. Od 6 lat jestem patronem jednej szkoły podstawowej. To jest wielka wartość dodana, mieć żywego patrona. Jestem wesoły, pozytywny, a jeszcze mam różne osiągnięcia. Nic tylko się chwalić i brać przykład z takiego człowieka. Dzieci zachęcam, żeby nabywały wiedzę, uczyły się nowych języków i były otwarte na innych ludzi. Wtedy świat stoi przed nimi otworem.
Fot. Radio Gdańsk / Jacek Klejment
Przed Panem kolejne zadanie. Tym razem chce Pan sprawdzić się w polityce. Został Pan radnym Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Co na tym polu chciałby Pan osiągnąć?
– Coś innego, nowego. Gmina Police, z której pochodzę, bardzo pomogła mi finansowo w moich wyprawach. Teraz mobilizuję się, żeby się trochę gminie odwdzięczyć. Chociaż mieszkańcy Polic mogą być trochę zawiedzeni, ponieważ jako radny sejmiku województwa będę miał na względzie najpilniejsze potrzeby całego regionu. Trzeba rozsądnie do tego podejść i rozważyć co jest naprawdę potrzebne.
Swoje podróżnicze doświadczenie przeniesie pan na to polityczne pole?
– Myślę, że tak. Skuteczność działania polega na skuteczności argumentów. Przecież ja, żeby doprowadzić do moich wypraw, musiałem wiele osób przekonywać, a nie było lekko i łatwo. Tu również myślę, że będę działał podobnie.
Czy to oznacza koniec podróży?
– Nie, nie. Tego nie deklaruję. Myślę, żeby jedno pogodzić z drugim. Na razie więcej wypraw oceanicznych kajakiem nie mam w planie. Zrealizowałem już swoje ambitne plany. Zbliżyłem się do granic swoich możliwości. Na razie nie daję się podpuścić, żebym nie zginął. Trochę rozsądku jeszcze mam.
Skoro najgorsze za Panem, to która wyprawa była tą najtrudniejszą?
– Ta ostatnia przez Północny Atlantyk była najtrudniejsza. Ostrzegano mnie, że wody będą zimniejsze, większe możliwości występowania częstszych i silniejszych sztormów. I tak było. Żeglarze mnie ostrzegali, że jest to tak trudny akwen, że ja tam po prostu zginę. Ja tego nie lekceważyłem, musiałem się starannie przygotować, no i jak widać skutecznie.
A jakie jest największe marzenie podróżnicze Aleksandra Doby?
– Nie byłem jeszcze na takim wspaniałym kontynencie jak Australia. Jestem ciekaw, jak tam ludzie chodzą. Podobno do dołu głowami. Świat jest wielki, piękny i ciekawy. W wielu miejscach na pewno nie będę, w wielu byłem, ale krótko. Świat jeszcze przede mną. Przecież do setki mam jeszcze kawał czasu.
Czyli na emeryturę Pan nie idzie?
– Taką prawdziwą to nie. Ja jestem w pełni sił.
Z Aleksandrem Dobą rozmawialiśmy przy okazji jego wizyty w Trójmieście. Podczas tych dni poznawał młodzież z Morskiej Szkoły Podstawowej, z którą wziął udział w spływie kajakowym Motławą.
Jacek Klejment