Dryfujący leniwiec postawił sopockich ratowników na nogi. Wniosek? Niech zabawa nie wyłącza myślenia

Dmuchane koło ratunkowe, łabędź czy duży materac to na pewno frajda w wodzie. Ale to też duża odpowiedzialność, o której często zapominamy. A taka „amnezja” może skończyć się tragedią. O co chodzi? O historię pewnego leniwca. Ratownicy sopockiego Wodnego Pogotowia Ratunkowego otrzymali zgłoszenie, że prawdopodobnie daleko od brzegu dryfuje na oponie człowiek. Rozpoczęła się akcja ratunkowa – brały w niej udział trzy jednostki motorowodne. 

Jak się okazało, na szczęście, nie był to człowiek a zabawka, którą porwał wiatr. Dryfujący, dmuchany leniwiec został znaleziony około 800 metrów od brzegu. Miał głowę oraz kończyny, z daleka przypominał więc człowieka. 

CISI ZABÓJCY

Dmuchane zabawki mogą być przyczyną wielu problemów i zagrożeń. Największym jest fakt, że usypiają czujność rodziców. – Uważają oni, że dziecko jest zaopatrzone w rękawki czy koło ratunkowe, a więc jest w pełni bezpieczne. Jednocześnie zapominają, że smarując ich skórę olejkiem, sprawiają, że ciało z łatwością się z takiego koła może wyślizgnąć – tłumaczy Maciej Dziubich, prezes sopockiego WOPR.
Problemem okazują się być również dmuchane materace o dużej powierzchni. Niektóre z nich mają nawet 4 metry kwadratowe, co nie tylko zawęża pole widzenia ratownika, ale stwarza spore niebezpieczeństwo. Nurkujący człowiek może się przestraszyć i zachłysnąć wodą. Trzeba pamiętać też, że za takie akcesoria odpowiedzialni jesteśmy również na brzegu. – Wielokrotnie zdarzało się, że daleko od lądu dryfował materac. Choć brzmi to niegroźnie, nie możemy wykluczyć utonięcia jego właściciela. Takie zgłoszenie skutkuje wysłaniem służb i dużej liczby ratowników. Musimy zwołać akcję poszukiwawczą, choć najczęściej nie wiemy nawet, kogo szukamy – wyjaśnia ratownik.
JAK ZAPOBIEC TRAGEDII?

Po użyciu, z zabawki najlepiej spuścić powietrze i schować ją do torby. WOPR ostrzega przed próbami złapania porwanych przez wiatr przedmiotów, gdyż nie mamy szansy ich dogonić. – Kilka tygodni temu byliśmy świadkami utonięcia mężczyzny, który płynął za dmuchanym łabędziem. Tak bardzo chciał go złapać, że zasłabł w wyścigu, który był z góry przegrany.

Fałszywe akcje ratunkowe, to nie tylko ogromne koszty, ale również zmniejszenie bezpieczeństwa plażowiczów. – Taka sytuacja zaangażuje kilkudziesięciu ludzi, wszystkie służby działające na wodzie, kilkanaście jednostek motorowodnych i bardzo często śmigłowiec – komentuje szef sopockiego WOPR. Podczas nieobecności ratowników może dojść do groźnego wypadku, a nawet śmierci.

A morał jest prosty – wystarczy jedynie z rozwagą używać dmuchanych zabawek. 

Karolina Hasiec/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj