Córka Mariana Sawicza domaga się odszkodowania od państwa. Jej ojciec został zamordowany w grudniu 1970 roku przez milicję

Pół miliona złotych odszkodowania domaga się od skarbu państwa córka zamordowanego w grudniu 1970 roku w Elblągu Mariana Sawicza. Właśnie ruszył proces cywilny w Sądzie Okręgowym w Elblągu.

Córka Sawicza, Wioletta, nigdy nie poznała ojca. Urodziła się już po jego śmierci. – Zabito mi ojca. Miałam trudne dzieciństwo, walczę o sprawiedliwość. Przez blisko 50 lat od tragedii nikt nie odpłacił mi za doznane krzywdy. Gdy dorosłam, wiele razy słyszałam, że walka o swoje nie ma sensu. Siedź cicho i nie podskakuj. Teraz znalazłam adwokata z Gdańska i ludzi z IPN, którzy chcą mi pomóc – mówiła w sądzie kobieta.

CIĄGŁOŚĆ PAŃSTWA

– Sprawa nie jest prosta, ale państwo odpowiada za swoich funkcjonariuszy, bo mamy jego ciągłość, a zbrodnie komunizmu się nie przedawniają – wyjaśnia mecenas Roman Nowosielski reprezentujący powódkę. Córka Sawicza od dziecka jest niepełnosprawna. Pozwanym przed sądem jest Skarb Państwa. Nikogo z jego przedstawicieli na pierwszej rozprawie nie było. To dlatego, że nie jest jasne, która z instytucji powinna znaleźć się w tej roli. Podczas pierwszej rozprawy sąd przesłuchał tylko poszkodowaną i jej matkę.

MANIFESTACJE

Marian Sawicz zginął 18 grudnia 1970 roku w centrum Elbląga. Był pracownikiem Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. W dniu śmierci 22-letniego Sawicza od trzech dni w Elblągu trwały manifestacje przeciw władzy. 22-latek zginął o godzinie 16.45, wychodząc z baru przy ul. 1 Maja.

TYDZIEŃ PRZED ŚLUBEM

Godzinę przed śmiercią przyjechał do domu i przywiózł świniaka, bo za tydzień, w Boże Narodzenie miał mieć ślub ze swoją brzemienną narzeczoną Alicją. W domu trwały gorączkowe przygotowania do wesela, więc postanowił zjeść coś na mieście.

Pojechał do baru mlecznego na ul. 1 Maja. Tam zjadł swój ostatni posiłek w życiu. Wyszedł i spotkał się ze swoim kolegą Ryszardem. Podali sobie ręce, które się nie zetknęły. W geście wyciągniętej dłoni otrzymał postrzał w głowę z przejeżdżającej ulicą milicyjnej nyski i zginął na miejscu. Jego kolega dostał postrzał w szyję, ale przeżył.

SKWER I ODZNACZENIE

Po przemianach 1989 roku w Polsce skwer, niedaleko którego zginął, został nazwany jego imieniem, zaś postanowieniem Prezydenta RP z dnia 17 grudnia 2008 został pośmiertnie oznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Winni zbrodni do dziś nie zostali ustaleni ani osądzeni.

Marek Nowosad/pb

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj