Przyszłość terenów postoczniowych i przemysłu okrętowego. „W dialogu trzeba pogodzić sprzeczne interesy”

2021 10 29-017

Uczestnikami piątej debaty z cyklu „Stocznia Solidarności. Rola przeszłości dla przyszłości” byli: Joanna Duda-Gwiazda, działaczka opozycji w PRL, współautorka 21 postulatów MKS, jej mąż Andrzej Gwiazda, związkowiec, działacz opozycji w okresie PRL, współtwórca NSZZ „Solidarność” oraz Roman Sebastyański, ekspert ds. ochrony dziedzictwa kulturowego Stoczni Gdańskiej.

 

Andrzej Gwiazda przyznał, że Stocznia Gdańska bardzo zmieniła się od czasów jego młodości. – Trudno opowiedzieć, jak ta stocznia wyglądała, w czasach kiedy co roku wodowało się 43 statki. To był jeden nieprawdopodobny młyn, trzeba było uważać, czy na górze ktoś nie spawa, bo wtedy tafle stali wypalały dziury na plecach; poruszać się tak, żeby zdążyć między wózkami, akumulatorem i samochodami. To było jedno wielkie piekło produkcji – wspominał.

 

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

 

– Dla nas to teren ważny, bo wiąże się z konkretnymi wspomnieniami, również naszego udziału w tym wszystkim. Obecnie jest to duży teren dla deweloperów, dla budownictwa. Ale będzie to zwykłe miasto, pozbawione skomplikowanej historii. Nie wydaje mi się, żeby to był wspaniały teren do budowy dzielnicy mieszkaniowej. Po prostu tego nie widzę. Natomiast na pewno powoduje to „zmiecenie” zabytków. Działa jeszcze czas. To, co w tej chwili widzimy na byłym terenie stoczniowym, to ruina tego, co było. Jak w tej chwili powiedzieć ludziom, że to wszystko żyło, że jeździły suwnice, a pod spodem dźwigi, że to wszystko aż kipiało od pracy? Teraz to jest smutna składnica złomu – mówił.

Jego żona, Joanna Duda-Gwiazda, odniosła się do historii Stoczni Gdańskiej tuż po upadku komunizmu. – Nie jestem w stanie oderwać tego tematu od tego, co stało się w ogóle z przemysłem w Polsce w czasie tak zwanej transformacji ustrojowej. Wtedy pan Balcerowicz tym zarządzał i po prostu dążył do zniszczenia, w gruncie rzeczy, całego polskiego przemysłu. Przecież stocznia nie jest jedyną ofiarą tak zwanego „planu Balcerowicza”, czyli tego sposobu transformacji gospodarki, który polegał właściwie na wygaszeniu wszystkich zakładów pracy. Dopiero teraz cała nasza gospodarka zaczyna się z trudem odbudowywać. Nie wiem, czyj to był pomysł, być może było porozumienie również z krajami rozwiniętymi Europy Zachodniej, która mogła widzieć w Polsce ewentualnego konkurenta – opowiadała.

 

2021 10 29-020

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Jeśli chodziło o to, żeby zamknąć Stocznię Gdańską, to myślę, że był jeszcze jeden powód, mianowicie: tylko stoczniowcy mogli podważyć mit o Wałęsie, który był bardzo wygodną figurą dla uwiarygodnienia tego całego procesu. Ludzie mu ufali, jeśli Wałęsa coś akceptował, to uznawali, że będzie dobrze. Faktem jest, że Polacy wtedy nie za bardzo orientowali się w ekonomii ani stosunkach międzynarodowych i dali się łatwo wyprowadzić w pole, bo przecież nie było wtedy właściwie żadnych protestów. Pamiętam, że przychodzili do nas ludzie i prosili o poradę, czy lepiej będzie, gdy ich zakład pracy kupią Brytyjczycy czy Niemcy. Nie wiem, na co liczyli. To był dla nas bardzo niezrozumiały okres – wspominała.

Z kolei Roman Sebastyański próbował nakreślić przyszłość terenów stoczniowych. – Teren sławnej stoczni jest w trakcie przekształceń. Procesy odchodzenia od przemysłu ciężkiego były praktycznie w każdym miejscu Europy Zachodniej i w ogóle zachodniego świata. Wszędzie pojawiało się tam pytanie, co robić na terenach poprzemysłowych. Przemysł upadał, przenosił się w inne miejsca, najczęściej do Azji. Możemy różnie to oceniać, ale to nie był fenomen tylko i wyłącznie gdański czy polski. To był fenomen zachodniego świata. Sytuacja jest taka, że ten ważny dla nas, Polaków, ale też ważny na świecie teren od ponad dwudziestu lat jest w trakcie przekształceń. Widzimy ich skutki w postaci wyburzeń, świadomego lub nieświadomego niszczenia historii – stwiedził.

2021 10 29-019

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

– Pojawia się pytanie: skoro w przyszłości ma być tam nowa dzielnica Gdańska, to w jaki sposób zapisać tę pamięć w przestrzeni tych terenów, żeby za dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat turyści, mieszkańcy, wchodząc na ten teren, mieli świadomość, że tam kiedyś wydarzyły się ważne dla świata, Polski i Gdańska rzeczy. To pytanie nurtuje jakąś część gdańszczan. Trwają dyskusje i debaty, które tak naprawdę jeszcze długo potrwają, bo oczywiście są sprzeczne interesy: są deweloperzy, którzy chcą jak najszybciej budować, mieszkańcy, stoczniowcy, ludzie, dla których tradycja i dziedzictwo kulturowe jest ważne. I teraz trzeba w dialogu pogodzić te wszystkie sprzeczne interesy, żeby to miejsce w przyszłości rzeczywiście przemawiało – podkreślał.

 

MarWer

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj