Politycy PiS domagają się wyjaśnień. Chodzi o oświadczenie byłego wicedyrektora GZDiZ

(Fot. Radio Gdańsk)

Politycy PiS domagają się wyjaśnień od gdańskiego magistratu po publikacji oświadczenia byłego wicedyrektora Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni Michała Szymańskiego. Urzędnik został zwolniony dyscyplinarnie we wrześniu 2022 roku, po tym, jak ujawniono nieprawidłowości przy postępowaniach ofertowych w sprawie wypasu owiec na gdańskiej Olszynce, oczyszczaniu budek lęgowych dla ptaków oraz wynajmu lokalu pod kawiarnię w palmiarni w Parku Oliwskim.

Były pracownik GZDiZ wydał oświadczenie, w którym przekonuje o swoich czystych intencjach i rzuca cień na pracę Urzędu Miasta Gdańska.

„Całe te 11 lat miałem świadomość skali interesów i statusów quo, które naruszam. Nie działało na mnie znane w urzędzie „idę do Pawła”. Zresztą Paweł to jednak był gość, wiec mogli chodzić. Myślałem, że będę musiał bronić dobrego imienia przed tymi, którym przez nas przestawało „się spinać”. Byłem na to gotowy. Gdy do skrzynek radnych trafiały obrzydliwe paszkwile na mój temat od firm reklamowych, także byłem […] Główny zarzut, którym mnie potraktowali, dotyczył rzekomych nieprawidłowości przy konkursie na lokal w palmiarni. Ich własna kontrola, tydzień po moim zwolnieniu, wykazała brak jakichkolwiek nieprawidłowości. Owce na wypasie? Żadnych istotnych naruszeń procedur po stronie GZDiZ. Dyrektor nie jest prokuratorem i nie ma możliwości wykryć, czy pracownik nie jest w zmowie z wykonawcą […] Zginęły dokumenty z szafy pracownika, po 2 latach od postępowania. Cóż, przyznaję, mogło tak być. Resztę zarzutów pominę litościwym milczeniem, bo nawet przepisy przywołano nieprawidłowe (cóż, kazali powiesić, trzeba szybko papiery zrobić)” – czytamy w oświadczeniu.

MIASTO WYPŁACI SZYMAŃSKIEMU DODATKOWE PIENIĄDZE

Jak poinformował portal trójmiasto.pl, miasto będzie musiało wycofać dyscyplinarne zwolnienie, którym pożegnało się jesienią ubiegłego roku z wicedyrektorem GZDiZ. Zostanie zastąpione zwykłym zwolnieniem z pracy i tym samym wypłaci swojemu byłemu pracownikowi równowartość trzech miesięcznych pensji. To postanowienie wynikające z toczących się od września mediacji pomiędzy obiema stronami.

– Odwołałem się do sądu od tego, jak mnie potraktowano i zgodziłem się na sądową propozycję mediacji. Po rozmowach z dyrektorem Mieczysławem Kotłowskim doszliśmy do porozumienia i w praktyce dostałem to, czego oczekiwałem, czyli cofnięcie dyscyplinarki i wypłatę odprawy w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia – mówił na łamach tromiasto.pl Michał Szymański

Miasto jest zaskoczone i rozczarowane postawą swojego byłego pracownika, który w opinii magistratu swoim wystąpieniem po raz kolejny złamał prawo

– Dla nas zaskakujące jest przede wszystkim to, że pan Szymański o warunkach mediacji poinformował zanim została ona zatwierdzona przez sąd. Chciałbym przypomnieć o tajemnicy mediacji. Art. 183 Kodeksu Postępowania Cywilnego, który jasno stanowi, że postępowanie mediacyjne nie jest jawne, a ponadto mediator jest obowiązany zachować w tajemnicy fakty, o których dowiedziały się w toku prowadzenia mediacji – mówił Daniel Stenzel, rzecznik prasowy prezydent Aleksandry Dulkiewicz

Ponadto  Stenzel podkreśla, że miasto nie wycofało żadnych zarzutów wobec działalności wicedyrektora Szymańskiego.

– Sprawa, która toczyła się w sądzie na etapie mediacji dotyczyła jedynie warunków rozwiązania umowy o pracę. Zostało ustalone, że pan Michał Szymański zostanie zwolniony i standardowa procedura, która odbywa się w każdym sądzie pracy dotyczy również pewnych rozliczeń i tym samym wypłacenia jedno, dwu lub trzymiesięcznego wynagrodzenia

POLITYCY PIS CHCĄ WYJAŚNIEŃ PO PUBLIKACJI OŚWIADCZENIA SZYMAŃSKIEGO

Szymański oskarża gdański magistrat o zatrudnianie na wysokich stanowiskach osób obciążonych wyrokami sądowymi lub zarzutami karnymi.

„Cieszyć mogłaby pryncypialność nowej władzy, gdyby nie fakt, że na stanowiskach dyrektorskich pracują w mieście osoby z zarzutami. Pewnie niewinne, ale jednak. Niektórzy bywali skazani, ale nie słyszałem o dyscyplinarkach, po prostu trafiali do spółek. Może wiedzieli, że ja się w spółce nie widzę, więc należało przetestować inny wariant. Nie ma już w mieście władz, dla których warto pracować. Pozostaje wyrazić im wdzięczność za brutalne uświadomienie tego faktu i zająć się nowymi wyzwaniami” – czytamy w ostatnich akapitach oświadczenia

– Pamiętam chociażby przykład z 2019 roku. Pamiętacie Halinę P., która już po prawomocnym wyroku sądowym, za to że umyślnie sprzedała miejską kamienicę z lokatorami w środku za grosze, cały czas pracowała w radzie nadzorczej jednej ze spółek miejskich. Aleksandra Dulkiewicz chowała wówczas głowę w piasek i bezczelnie, przepraszam za to słowo, ale tak, uważam że było to wówczas bezczelne, mówiła, że nie ma o tym pojęcia – przypominał poseł Kacper Płażyński.

(Fot. Radio Gdańsk)

– Jest takie określenie, które od lat przewija się w dyskusji publicznej, tzw. „układ gdański”. Rzeczywiście stanowiska kierownicze w gdańskim magistracie to żyła złota. Dyrektor w miejskiej instytucji może liczyć na zarobki na poziomie 22 tys. złotych miesięcznie. To jednak paradoksalnie niewielka kwota, porównując ją do zarobków w spółkach, gdzie głos decydujący mają władze Gdańska. Prezes Gdańskich Wodociągów może w tym roku zarobić nawet pół miliona złotych. Dlatego chcemy zapytać, czy w miejskich spółkach zasiadają cały czas ludzie z wyrokami sądowymi, tak, jak sugeruje w swoim oświadczeniu Michał Szymański – mówił podczas konferencji prasowej radny Andrzej Skiba.

– Wszystko wskazuje na to, że zwolnienie dyscyplinarne było źle przygotowane. Prezydent Dulkiewicz i wiceprezydent Kryszewski ogłaszali, że tupną nogą i usuną te „czarne owce” z urzędu, ale okazuje się, że nawet tak prostej sprawy nie potrafili odpowiednio przygotować – wtórował mu radny Przemysław Majewski.

RZECZNIK PREZYDENT ZAPRZECZA

Rzecznik prasowy prezydent Aleksandry Dulkiewicz podkreśla, że nie zna przypadków miejskich urzędników poza zwolnionym wicedyrektorem ZDiZ, na których ciążyłyby zarzuty lub wyroki związane z nienależytym wykonywaniem pracy w gdańskim magistracie.

– Jeśli chodzi o zarzuty wobec dyrektorów, to jest to jedyna taka sytuacja w urzędzie miasta i stąd również decyzja o zwolnieniu. Przypominam również, że miasto złożyło w tej sprawie doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Nie wiemy na jakim etapie sprawa się tam toczy. Wszelkie inne sprawy są zupełnie inne, ponieważ jako pracodawcy nie doszukaliśmy się w nich mało profesjonalnego działania – komentował oskarżenia Stenzel.

Poseł Kacper Płażyński zapowiedział złożenie interpelacji w tej sprawie do Urzędu Miasta Gdańska.

Jakub Stybor/mm

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj