Mikołaj Witliński: Nasze atuty? Szerokość ławki i bardzo fizyczny zespół

fot. Grzegorz Radtke

– Nie spodziewaliśmy się tego, że zaczynając z drugiego miejsca będziemy grali z wicemistrzem Polski. Uważam, że jest to niespodzianka, ale też olbrzymie wyzwanie dla nas, bo pierwszą rundę charakteryzuje większa presja. Po awansie do czwórki, presja schodzi. To że King zaczyna z 7. miejsca też jest wynikiem jego słabszej gry, musimy o tym pamiętać – mówi przed inauguracją fazy play-off Mikołaj Witliński z Trefla Sopot.

Mikołaj Witliński ma prorocze umiejętności. Gdy spotkaliśmy się przed fazą play-off poprzedniego sezonu, wywróżył swojemu zespołowi Mistrzostwo Polski. Nie bał się mówić o swoich marzeniach, w czasie, gdy cały zespół zdejmował z siebie presję i oczekiwania. Skoro więc podkoszowy potrafi tak efektywnie antycypować, postanowiliśmy zapytać go o formę Trefla przed fazą pucharową i o przewidywania względem ćwierćfinałowej rywalizacji z Kingiem Szczecin.

Paweł Kątnik:  Pomyślałem sobie, że fajnie będzie, jak porozmawiamy przed play-offami, bo jak rozmawialiśmy przed poprzednimi, to wywróżyłeś swojej drużynie mistrzostwo. Pamiętasz?

Mikołaj Witliński, Trefl Sopot: Oj tak, pamiętam. Rozmawialiśmy, że marzeniem jest zdobyć mistrza i i tak też się stało. Spełniłem te marzenia.

Wywróżyłeś. Więc zapytam o przeczucia przed tegorocznymi play-offami. Wydaje mi się, że klimat jest odrobinkę mniej pozytywny, choćby z tego względu, że zawsze broni się trudniej mistrzostwa, niż po nie sięga.

Nie zgadzam się, że klimat jest mniej pozytywny niż rok temu. Wchodzimy w najważniejszą część sezonu. Uśmiechy są, motywacja jest, wiara też, no i bojowe nastawienie. Niczego nie brakuje. Wręcz się cieszymy, choć mogę pewnie mówić za siebie, że mamy tę długą rundę regularną za sobą. Zwróć uwagę, że późno zaczynamy w tym roku play-offy, bo tak z półtora tygodnia później niż rok temu.

Z Kingiem mierzyliście się dwa razy w 2025 roku i dwukrotnie przegrywaliście. Jeden mecz bardzo na styk, rozstrzygnięty w ostatnich sekundach. Drugi zaś znacznie bardziej problematyczny, też przez kontuzję Nicka Johnsona. Jak ty patrzysz na tego przeciwnika? Bo słyszę tutaj gdzieś cały czas z trybun, od kolegów czy dziennikarzy, czy innych obserwatorów, że to jest najtrudniejszy przeciwnik, na jakiego mogliście trafić z drugiego miejsca, wpadając na rywala z siódmego.

Zdecydowanie, nie spodziewaliśmy się tego, że zaczynając z drugiego miejsca będziemy grali z wicemistrzem Polski. Uważam, jest to niespodzianka, ale też olbrzymie wyzwanie, ponieważ w pierwszej rundzie jest nieco więcej presji. Jak się wchodzi już do czołowej czwórki, gra o medale, to ta presja schodzi i ten kamień z serca spada. Także na pewno presji jest troszkę więcej niż rok temu, ale też nie chciałbym używać słowa, że coś nas paraliżuje albo coś nas przytłacza, że to jest wicemistrz Polski, który ma świetnych zawodników na papierze. Musimy pamiętać, że zajęli siódme miejsce i to nie jest przypadek. W naszej gestii jest znaleźć nasze mocne strony. Musimy pamiętać, że to my jesteśmy faworytem – gramy u siebie i zaczynamy z drugiego miejsca.

Co w taki razie jest waszą najmocniejszą stroną? Liga jest bardzo wyrównana, trudno tak naprawdę wskazać dziś murowanego faworyta do złota i kolejność na podium. Gdy mówimy Trefl Sopot to myślimy o zespole mającym co?

Mającym przede wszystkim bardzo dużą fizyczność i równy skład. Na każdej pozycji jest po dwóch dobrych zawodników, którzy spokojnie mogą się odnaleźć w ważnych meczach play-offowych. Szerokość ławki jest naszym dużym atutem i to bym wskazał jako numer jeden. Po drugie wspomniana fizyczność. Mamy silny, fizyczny zespół, który bardzo dobrze gra w defensywie. Musimy tylko to potwierdzić to, co pokazywaliśmy w niektórych meczach, czyli narzucanie początku do końca swojego tempa i stylu gry. Były mecze, gdzie potrafiliśmy zdominować rywala i spokojnie odnieść zwycięstwo i myślę, że to jest główny atut naszej drużyny.

Ten sezon jest dla ciebie bardzo specyficzny. Z jednej strony gra w EuroCupie, kilka takich ważnych momentów, choćby kiedy wychodziłeś w pierwszym składzie, kilka także słabszych tygodni. Jak więc ty byś sam siebie ocenił na tle tych wielu miesięcy trwającego sezonu? Mam wrażenie, że przeplatasz sporo dobrych meczów, z tymi, po których sam jesteś niezadowolony

To jest myślę natura ambitnego sportowca, że – czy to jest mecz udany, czy mniej udany – wraca do domu i zawsze analizując zawody i postawę na boisku, mówi sobie po cichu, że może dać więcej. Były też mecze złe, mecze, gdzie głowa bolała i…

…od złego grania, czy po prostu głowa bolała?

O: Mam na myśli od słabego stylu. I nie chodzi mi tylko o moją postawę indywidualną, tylko o całą drużynę. Były mecze, gdzie graliśmy fajnie, ale przegrywaliśmy. Ale tych meczów w tym sezonie było tak wiele, że najważniejsze było: wrócić do domu, najszybciej wyciągnąć wnioski, zapomnieć i szybko się podnieść. Tak, sezon był i jest ciężki, mówię pod kątem takim, że było dużo wzlotów i upadków, ale to jest nieodłączny element naszej branży, że te dołki też się będą zdarzały. Ale głównie od nas zależy, jak długo one będą trwały.

W niedawnym wywiadzie w oficjalnych kanałach klubowych zwróciłeś uwagę na pracę z psychologiem w kontekście rzutów wolnych. Pracujesz z psychologiem tylko nad tym elementem? Czy ta współpraca dotyczy całego podejścia do koszykówki, do meczów, obciążeń, psychiki.

Ogólnie jestem szczęściarzem, no bo Janek (Benesz – psycholog – red.) to jest mój dobry kolega. Nie pracujemy na takiej stricte linii zawodnik-psycholog sportowy. Po prostu gdzieś razem sobie pomogliśmy, jeżeli chodzi o rzuty wolne. To Janek oznajmił na początku, że bierze mnie jako królika doświadczalnego, że będę pierwszy. Bardzo jestem otwarty na przeróżne nowe techniki, nauki i edukację. Lubię różne ciekawostki, w tym także pod kątem nauki nowych rzeczy. Podoba mi się ta praca – doszedłem już do etapu, gdzie wiem, nad czym muszę pracować, co robić po treningach. Jako zawodnik mam świadomość, że trening mentalny jest ważny, jakie przygotowanie, skupienie jest ważne i sam na co dzień po prostu idę takim stylem życia i i gdzieś tam zwracam na to uwagę.

I na przestrzeni sezonu widzisz efekty tej pracy?

Widzę to po sobie. Szybciej wyplątuję się z trudnych momentów. Potrafię szybciej zdławić frustrację, irytację, nerwy.Myślę znacznie bardziej pozytywnie, jestem większym optymistą i szybciej…

Diagnozujesz i wyrzucasz z głowy złe stany?

Dokładnie. Idę naprzód po każdej porażce, czy błędzie. Podnoszę się, wstaję następnego dnia i jadę dalej jak gdyby nigdy nic.

Wróćmy do Kinga Szczecin. Wiele osób: obserwatorów, kibiców, podkreśla, że to jest zespół najmocniejszy albo jeden z najmocniejszych w lidze, patrząc pod kątem nazwisk i potencjału. Który gracz robi na Tobie szczególne wrażenie, że myślisz sobie: no, to jest ten gość, którego zatrzymanie będzie kluczowe w kontekście wygrania tego ćwierćfinału?

Szczecin ma równie długą ławkę jak my, w dodatku złożoną z bardzo dobrych zawodników. Jovan Novak na jedynce, który jest mózgiem zespołu. Jest Woodard, który potrafi rzucić 30 punktów i i zamknąć mecz.

Nawet Tony Meier, który też ostatnio błysnął z Anwilem…

O, świetny scorer. Pod koszem jest Aleksander Dziewa, reprezentant Polski, mający bardzo dobry sezon w Szczecinie, który gra bardzo dobrze ofensywnie. Sporym wyzwaniem będzie zatrzymanie go. Jest też masa zawodników, chociażby mój przyjaciel, Przemek Żołnierewicz, który raz gra mniej, raz więcej, ale to jest zawodnik, który też potrafi wziąć piłkę w ręce, wziąć odpowiedzialność na własne barki, przełamać mecz, albo wygrać go obroną lub atakiem. Konkluzja jest taka, że King jest bardzo groźny.

Posłuchaj rozmowy z Mikołajem Witlińskim:

Paweł Kątnik

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj