Po raz pierwszy obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 r.

(fot. Radio Gdańsk/Kinga Siwiec

Szczoteczka do zębów, spinki do mankietów, brzytwa i guziki – tyle zostało po polskich ofiarach w Chojnicach w Dolinie Śmierci. Instytut Pamięci Narodowej przeprowadził we wrześniu badania transzei wojskowej, która została wykorzystana jako masowy grób. IPN szacuje, że ofiar może być nawet kilkaset.

Kilkadziesiąt tysięcy ofiar śmiertelnych, egzekucje i sąsiedzkie mordy. 2 października po raz pierwszy obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckiej Zbrodni Pomorskiej 1939 roku – święto ma przypominać o ludobójstwie z jego ostatnich miesięcy. Szacuje się, że w około 400 wsiach Pomorza zginęło wtedy blisko 30 tysięcy osób. W Chojnicach otwarto wystawę poświęconą Zbrodni Pomorskiej. Zorganizowano również konferencję prasową prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Wypowiadali się w niej Karol Nawrocki i zastępca prokuratura generalnego prok. Andrzej Pozorski.

– Naszym obowiązkiem jest pamiętać o ofiarach dwóch systemów totalitarnych – mówił szef IPN Karol Nawrocki.

– Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Pomorskiej jest wstrząsający, bowiem życie straciło około 30 tysięcy osób – w przerażających warunkach, bo mordowani byli przez swoich sąsiadów z niemieckiej organizacji Volksdeutscher Selbstschutz. Widzimy z jakim bólem wiąże się ten dzień, ale z całą pewnością ustanowienie takiego narodowego święta daje możliwość podniesienia tej wiedzy i uzmysłowienia Polakom tego, jaka była skala zbrodni niemieckich – dodał.

(fot. Radio Gdańsk/Kinga Siwiec

WRZEŚNIOWE BADANIA

We wrześniu, w Dolinie Śmierci w Chojnicach IPN przeprowadził badania. W ziemi – na odcinku zaledwie pięciu metrów – znaleziono szczątki kilkunastu ofiar Zbrodni Pomorskiej. Wiosną sprawdzone zostanie prawie 200 metrów transzei wojskowej, gdzie odbywały się egzekucje. Ofiar może być nawet kilkaset.

– Na tak małym odcinku znaleźliśmy ślady kilkunastu osób. Były to szczoteczka do zębów, guziki, brzytwa czy pozłacane spinki do mankietów, co świadczy o zamożności ofiar – mówił archeolog dr Dawid Kobiałka.

– Trzeba pamiętać, że te egzekucje odbywały się na takiej zasadzie, że Polacy stali nad rowami, nad tym masowym grobem, i strzelano do nich z broni krótkiej. To były egzekucje – dodał.

Jak przypuszcza, każda łuska – a znaleziono ich kilkanaście, potencjalnie oznacza jedną ofiarę.

(fot. Radio Gdańsk/Kinga Siwiec

Kinga Siwiec/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj