Jedna osoba została ranna w pożarze w Dębogórzu w powiecie puckim. Płonie poddasze domu wielorodzinnego. 20 osób ewakuowało się przed przyjazdem strażaków. Ranny został 41-letni właściciel domu, który próbował gasić ogień.
AKTUALIZACJA 21:45
Strażacy nadal walczą z pożarem domu w Dębogórzu w powiecie puckim. Na miejscu jest 12 zastępów gaśniczych. Jedna osoba została ranna. To 41-letni właściciel domu, który próbował gasić płomienie przed przyjazdem strażaków. Z poparzeniami około 30 procent powierzchni ciała i prawdopodobnie dróg oddechowych śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego został przetransportowany do szpitala w Gdańsku.
– Przed przybyciem straży pożarnej budynek opuściło 20 osób. W tym momencie strażacy są zmuszeni do częściowej rozbiórki dachu. Działania gaśnicze potrwają na pewno jeszcze kilka godzin – mówi aspirant Maciej Kuptz ze straży pożarnej w Pucku.
Przyczyna pożaru nie jest na razie znana – mówi starszy sierżant Monika Frejer z policji w Pucku.
– Został powołany biegły z zakresu pożarnictwa, który wypowie się co do przyczyny pożaru. Na tę chwilę pod uwagę brany jest każdy scenariusz – dodaje.
Dochodzenie w tej sprawie prowadzone będzie pod nadzorem prokuratury.
WCZEŚNIEJ PISALIŚMY
Jak informuje Miejska Stacja Pogotowia Ratunkowego w Gdyni, 41-letni mężczyzny doznał poparzeń niemal 30 proc. powierzchni ciała oraz prawdopodobnie dróg oddechowych. Śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego pacjent został przetransportowany do Szpitala Copernicus w Gdańsku.
Z ogniem walczy 9 zastępów strażackich – sytuacja nie jest jeszcze opanowana. Nie wiadomo na razie, dlaczego doszło do wybuchu ognia.
🚨🚨 Wyjazd do Zdarzenia 🚨 🚨
Zespół G01028 został zadysponowny do miejscowości Dębogórze, do 41l mężczyzny, który na…Opublikowany przez Miejska Stacja Pogotowia Ratunkowego w Gdyni Sobota, 4 stycznia 2025
Pomorscy strażacy aktualnie biorą udział w 3 akcjach gaszenia pożaru sadzy w kominach domów. Akcje prowadzone są w Rybakach w powiecie kościerskim, Zęblewie koło Wejherowa oraz w Kwidzynie. W tych zdarzeniach nikt nie ucierpiał.
Grzegorz Armatowski/puch