Sery, tłuste mięsiwa, pasztet z królika oraz solanka na rybnym lub grzybowym wywarze. Takie potrawy gościły kiedyś na żuławskich stołach wielkanocnych. Kulinarne tradycje zostały częściowo zapomniane po II wojnie światowej.
Ludność napływowa z różnych zakątków Polski, przede wszystkim z Kresów, wdrażała swoje zwyczaje.
– Wymieniła się cała populacja. Dawni mieszkańcy opuścili te tereny, a w ich miejsce pojawili się nowi osadnicy, którzy przynieśli swój bagaż doświadczeń, ale także tradycje znane z domów – wyjaśnił Łukasz Kępski, wiceprezes Klubu Nowodworskiego. To dlatego obecnie w Wielkanoc na Żuławach jada się podobnie jak w innych regionach Polski.
BIAŁA KIEŁBASA, PASZTET, BABKA PIASKOWA
– Gotujemy biały barszcz z dodatkiem białej kiełbasy i jajek, jest mięso pieczone, pasztety i wędzone przez nas kiełbasy. A po obiedzie na stole pojawiają się babki drożdżowe, piaskowe oraz te gotowane – wskazała Alina Niedzielska, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich „Chochla i Warząchew” w Sztutowie.
Jedną z tradycji, która pozostała na Żuławach, jest malowanie jaj naturalnymi barwnikami. Różowy kolor uzyskuje się z buraka, a brązowy lub żółty z cebulowej łupiny. Zielony kolor dają młode pędy żyta. Pod koniec XIX wieku zdobionych w ten sposób jajek dzieci szukały w ogrodzie. Dziś te kurze zostały wyparte przez kosze słodyczy, które podobno przynosi wielkanocny zajączek.
Mateusz Czerwiński/mk





