Nieoczekiwany zwrot w sprawie działacza LGBT ze Słupska Sławomira Kulety oskarżonego o znieważenie polskiej flagi poprzez jej spalenie. Oskarżony wycofał wszystkie swoje zeznania z prokuratury oraz ujawnił, że wszystko było ukartowanym fortelem, aby odegrać się na polskim wymiarze sprawiedliwości.
Sławomirowi Kulecie (pozwolił mediom na ujawnianie personaliów i wizerunku) postawiono łącznie cztery zarzuty spalenia i podeptania czterokrotnie flag Polski i Watykanu. Zajścia te zostały sfilmowane i umieszczenie na portalach społecznościowych. O sprawie pisaliśmy >>> TUTAJ.
Czwartek był kolejnym dniem rozprawy przed Sądem Okręgowym w Słupsku przeciwko Kulecie. Kolejnym, w którym składał on seryjnie zaskakujące wnioski, przeważnie niemające umocowania w prawie. Na poprzedniej rozprawie żądał wyłączenie składu sędziowskiego, co zostało odrzucone. Kolejne pisemny wniosek złożył o przeniesienie procesu poza granice Polski, co jest oczywiście niemożliwe. I ten wniosek musiał być odrzucony.
NIE PRZYZNAJE SIĘ DO WINY
Na początku czwartkowej rozprawy podsądny składał kolejne, już ustne, wnioski, w tym jeden o umorzenie sprawy. Argumentował, że w sądzie nie ma pokrzywdzonego podmiotu znieważenia, czyli fizycznego przedstawiciela Rzeczpospolitej Polskiej. Oskarżony zaproponował dwa rozwiązania: aby w charakterze pokrzywdzonego pojawił się prezydent RP Andrzej Duda lub własna matka obwinionego, która jego zdaniem, jako obywatelka Polski, może reprezentować Rzeczpospolitą. Matka oskarżonego pojawiła się zresztą na tej rozprawie.
Sąd odrzucił te wnioski i oskarżony rozpoczął składanie wyjaśnień. Rozpoczął je od serii kolejnych zaskakujących oświadczeń. Najważniejszym z nich było całkowite odwołanie przyznania się do winy, które złożył podczas przesłuchań w prokuraturze. Zakwestionował ustalenia co do tego, gdzie doszło do zbezczeszczenia symboli narodowych: czy w Polsce, czy poza granicami.
„ZOSTAŁEM OSZUKANY”
Oskarżony podważył też twierdzenie, że była to flaga narodowa Polski. Zarzucił bowiem prokuraturze nałożenie na zapis filmowy filtru wyostrzającego i zniekształcającego kolory. Na koniec oznajmił sądowi, że cała akcja z podpaleniem flagi była prowokacją i przede wszystkim fortelem mającym doprowadzić do procesu.
– Nie mam szacunku ani dla Polski, ani do sądu przed którym staję – mówił oskarżony. – Zostałem przez to państwo i sądy oszukany i skrzywdzony. Sąd myśli, że ja podpaliłem flagę biało–czerwoną. A ja zrobiłem to po to, aby ci wszyscy sędziowie i osoby związane z moją sprawą zostali wezwani tu na świadków i wytłumaczyli się, dlaczego mnie tak skrzywdziły i oszukiwały – twierdził.
CHODZI O SPRAWĘ Z PRZESZŁOŚCI
O jaką sprawę chodzi? Oskarżony rozpoczął we wtorek jej zawiłe wyjaśnianie. Jak zaznaczył, będzie ono bardzo obszerne. Chodzi o wieloletnią sprawę cywilną, jaką wytoczył w 2008 roku Uniwersytetowi im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, który odrzucił jego wniosek o przedłużenie możliwości odbycia studiów doktoranckich. Przegrał proces cywilny, ale, jak twierdził, wygrał przed Naczelnym Sądem Administracyjnym uznanie, że formalna decyzja o pozbawieniu go możliwości studiowania nigdy nie zapadła. Sąd odroczył rozprawę po 2,5 godzinie, gdyż oskarżony wnioskował, że z powodu problemów zdrowotnych z kręgosłupem, nie jest wstanie znieść dłuższych posiedzeń.
Sądząc po tym, co zaszło podczas wtorkowej odsłony postępowania karnego, proces o podpalenie polskiej flagi, symbolu narodowego, potrwa bardzo długo.
Krzysztof Nałęcz/ua