Zanieczyszczenie wód Martwej Wisły przez firmę Siarkopol – pięć osób odpowie przed sądem

(fot. Radio Gdańsk/Jakub Stybor)

Rozpoczął się proces w sprawie zanieczyszczenia wód Martwej Wisły przez gdańską firmę Siarkopol. Łącznie pięć osób – byli prezesi zarządu spółki, dyrektor do spraw technologicznych i kierownik działu mediów technologicznych – odpowie przed sądem za utrzymywanie w nienależytym stanie technicznym urządzeń oczyszczalni.

Obrońca oskarżonych na samym początku wnioskował o zakaz nagrywania przebiegu rozprawy przez media. Uzasadniał to swoją obawą o przeinaczenie przebiegu sprawy. Sędzia nie przychyliła się do jego wniosku.

„CAŁA TABLICA MENDELEJEWA”

Podczas wtorkowej rozprawy przesłuchano czterech świadków. Wśród nich znaleźli się Dobrosław Bielecki i Łukasz Hamadyk, którzy jako pierwsi poinformowali o problemie.

– O sprawie dowiedziałem się od wędkarzy. Mówili, że w okolicach twierdzy Wisłoujście są śnięte ryby, woda zmienia kolor, a w powietrzu unoszą się dziwne, chemiczne zapachy. Na terenie oczyszczalni pracowali więźniowie, którzy chętnie dzielili się również informacjami i to oni wskazali miejsce z rurą średnicy 40 cm, z której do Wisły płynęła brudna ciecz – wspominał Bielecki.

– Po 20 minutach zacząłem czuć metaliczny smak w ustach. Postanowiłem odjechać i powiadomić radnego Hamadyka o zajściu. Kiedy pojechaliśmy tam następnym razem (razem z mediami), weszliśmy do zakładu, w którym chętny do rozmowy pracownik wpuścił nas do środka i pokazał cały zakład. Na pytanie, co wypływa z zakładu, odpowiedział „Paaanie, cała tablica Mendelejewa”. Następnie przyjechał pracownik, który kazał szybko nas wyprosić z terenu przedsiębiorstwa – kontynuował.

STRATY PO KOLEJNYCH WIZYTACH

Świadkowie wspominali również, że odwiedzili teren jeszcze około 2 razy. Mówili też, że po jednej z wizyt Bielecki zastał w swoim samochodzie zniszczone, pocięte siedzenia. Świadkowie nie oskarżają jednak o nie zarządu Siarkopolu. Adwokat błyskawicznie odpowiedział wspominając dwie inne przykre sytuacje, jakie przytrafiły się mu w ostatnich latach – podpalenie klubu sportowego oraz samozapłon samochodu.

– Mecenas próbował mnie w ten sposób zdyskredytować, ale byłem na to przygotowany – mówił po rozprawie Bielecki.

„OCZYSZCZALNIA WYGLĄDAŁA NIEMAL JAK SKANSEN”

Następnie przyszła pora na Łukasza Hamadyka, który opowiedział historię pokrywającą się z wersją swojego kolegi. Hamadyk podkreślał w sądzie, że nie wie w tym momencie zbyt dużo ponieważ „Kiedy do sprawy włączyła się prokuratura – uznał, że jego rola się kończy”.

– Oczyszczalnia wyglądała niemal jak skansen. Mnóstwo przerdzewiałych elementów, stan zakładu nie był dużo lepszy, niż stan płotu, przez który każdy zainteresowany bez problemu mógł wejść na ten teren – zeznawał były radny miasta.

Obrona skupiła się na niewielkiej wiedzy technicznej Łukasza Hamadyka. Mecenasi wypytywali o znajomość nazewnictwa urządzeń, które znajdują się na terenie zakładu, a także o zidentyfikowanie zapachów, które w jego opinii unosiły się na terenach Siarkopolu.

– To nie był tylko zapach siarki. Nie jestem chemikiem, ale mam dobry zmysł węchu, a rura ukryta w krzakach nie budzi zaufania do zakładu – odpowiadał

WYGLĄDA ŹLE, LECZ SPEŁNIA SWOJE ZADANIA

W kolejnych etapach zeznawał obecny prezes Siarkopolu – Zbigniew Kryj (kiedy wybuchła afera nie zasiadał na tym stanowisku).

Tłumaczył, że wody są stale monitorowane, a pięćdziesięcioletnia oczyszczalnia, choć wygląda źle – spełnia swoje zadania. Zapewniał również, że od 2018 r. w spółce realizowany jest plan modernizacji, na który wydawano za jego kadencji około 85 proc. środków. Oczyszczalnia nie doczekała się żadnych kapitalnych remontów, jednak drobne naprawy zawsze były wykonywane na bieżąco.

W sprawie będą przesłuchiwani kolejni świadkowie.

Jakub Stybor/aKa

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj