Setki tysięcy złotych na remont gdańskiej willi. Czy właścicielka traktuje miasto jak bankomat?

(Fot. Twitter/Przemysław Majewski)

Właścicielka zabytkowej willi przy ulicy Orzeszkowej po raz kolejny nie pojawiła się na spotkaniu, o które od lat ubiegają się miejscy radni z Gdańska. A ci podczas ostatniej sesji obrad postanowili przyznać sto tys. złotych na kontynuację prac remontowych.

We wtorek gdańscy radni przeprowadzili wizję lokalną remontowanej willi. Chcieli sprawdzić, na jakim etapie są prace w budynku, który w 2004 roku trafił w prywatne ręce za kwotę miliona złotych. Od tamtej pory przyznano prawie 400 tys. złotych dotacji z budżetu miasta, ponad 60 tys. złotych od pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków oraz 900 tys. złotych z Ministerstwa Kultury, zaś sam inwestor wyłożył ze swojej kieszeni około 700 tys. złotych.

PIENIĄDZE PRZYJMUJE, NA SPOTKANIA SIĘ NIE STAWIA

Choć wszyscy zapewniają, że tempo prac jest odpowiednie, problemy które od lat niepokoją miasto są związane z kontaktowaniem się z właścicielką budynku, która nie pojawia się na spotkaniach z radnymi. Dlatego radni coraz poważniej zastanawiają się nad tym, czy warto doinwestowywać ten projekt i czy właścicielka nie traktuje miasta jak bankomat. Na spotkania z radnymi nie przychodzi, jednak z chęcią przyjmuje dodatkowe środki na remont budynku.

– Z jednej strony nie ma formalnego obowiązku, aby inwestor pojawiał się na zebraniach komisji kultury czy komisji zrównoważonego rozwoju, natomiast wystosowałam taką prośbę mając na uwadze to, że jest to obiekt, który budzi zainteresowanie opinii publicznej, a także ze względu na to, jak ważny jest to budynek dla historii gdańskiej Polonii. Wiemy, że przez wiele lat nie działo się tam zbyt wiele, jeżeli chodzi o prace naprawcze. Chcieliśmy dlatego zadać kilka pytać w imieniu mieszkańców, udało nam się porozmawiać jedynie z przedstawicielami prowadzącymi prace budowlane – mówiła radna Koalicji Obywatelskiej, Anna Golędzinowska.

W mniej przyjaznym tonie o zachowaniu właścicielki wypowiadał się radny PiS, Przemysław Majewski.

– Właścicielka nie pojawiła na wizji lokalnej, pomimo wcześniejszego potwierdzania swojej obecności, nie pojawiała się na żadnej z komisji, ani sesji rady miasta, na które była zaproszona. Oczekiwałbym odpowiedzi na pytania dotyczące zakupu w 2004 roku i tego, co działo się przez ostatnie blisko 20 lat, a także o to jaki jest plan na ten budynek: czy mieszkańcy będą mogli w jakimś stopniu z niego korzystać, czy może miasto dopłaca w tym momencie do w pełni prywatnej inwestycji? – zastanawiał się radny.

REMONT JESZCZE POTRWA I BĘDZIE SŁONO KOSZTOWAŁ

Prace przeprowadzone do tej pory wyniosły łącznie około 2,2 mln złotych. Szacuje się, że do ukończenia budynku potrzebna jeszcze będzie ponad trzy razy wyższa kwota. Koszt doprowadzenia budynku wewnętrznie i zewnętrznie do stanu surowego szacuje się na 6 – 7 mln złotych. Jeżeli jednak stosunek właścicielki do radnych miasta się nie zmieni, o dalszej współpracy nie będzie mogło być mowy.

Już przed ostatnimi obradami miasta, Komisja Zrównoważonego Rozwoju wydała negatywną opinię w sprawie przyznania dofinansowania. „Za” zagłosowała natomiast Komisja Kultury i Promocji, której członkowie jednak także negatywnie wypowiadali się o zachowaniu właścicielki. Ostatecznie za przyznaniem 100 tys. złotych dofinansowania zagłosowało 20 radnych. Ośmiu było przeciw. dwóch się wstrzymało.

Jakub Stybor/raf

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj