Adwokat: To pacjent przed sądem musi udowodnić, że doszło do błędu medycznego. Często to niewykonalne

DSC 8838

Procesy dotyczące zakażeń żółtaczką i gronkowcem złocistym to najczęstsze, z którymi pacjenci występują przeciwko placówkom zdrowia na Pomorzu. – Jednak to pacjent musi udowodnić, że postępowanie lecznicze było niewłaściwe – mówiła w Radiu Gdańsk mecenas Honorata Janik-Skowrońska, specjalizująca się w prawie medycznym. Jej zdaniem trudno jest udowodnić, że do zakażenia doszło właśnie w szpitalu, a to zadanie leży właśnie po stronie pacjenta. Osoba chora może już wcześniej być nosicielem bakterii albo wirusa, a choroba może ujawnić się właśnie w momencie pobytu w placówce, albo po tym pobycie.

– Nie musi to jednak oznaczać, że zostaliśmy zakażeni w szpitalu czy gabinecie. Warto pamiętać, że kiedy jesteśmy przyjmowani do szpitala, to wypełniamy szereg dokumentów, w tym rozmaite oświadczenia. Jesteśmy w nich pytani o pobyty w placówkach zdrowia w ciągu ostatniego półrocza, ale też o wizyty u dentysty, kosmetyczki czy fryzjera – mówiła mecenas Janik-Skowrońska w rozmowie z Joanną Matuszewską.

Dodała, że jeśli pacjent podpisze oświadczenie, że był u fryzjera, albo u dentysty, to potem niezwykle trudno udowodnić, że podczas przyjęcia do szpitala nie był chory, bo mógł być już nosicielem. Zdaniem mecenas przed planowanym zabiegiem można wykonać badania, które wykluczają wcześniejsze zakażenie.

Fot. Rafał Mrowicki

Honorata Janik-Skowrońska wyjaśniła, że sprawy o błędy medyczne przedawniają się po trzech latach od wystąpienia, lub uzyskania informacji, że doszło do błędu. Pacjent, który czuje się poszkodowany może pozwać personel placówki, samą placówkę oraz ubezpieczyciela.

– W sprawach skomplikowanych trzeba nastawić się, że proces może trwać nawet kilkanaście lat. Sąd często sięga po opinię biegłych, a na jej wydanie czasami trzeba czekać nawet dwa lata – mówiła mecenas.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj