Wiosną i latem 1915 roku blisko 3 miliony mieszkańców zachodniej części imperium rosyjskiego, w tym także wielu Polaków, zostało wysiedlonych w głąb Rosji. – Nastrój był taki, że ludzie nie wiedzieli co mają robić. Oni się autentycznie tej wojny bali – mówi autorka książki o tamtych wydarzeniach.
Gościem Wojciecha Sulecińskiego była Aneta Prymaka-Oniszk, autorka wydanej niedawno książki „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy”.
Bieżeńcy – czyli polscy uchodźcy rozwożeni po całej Rosji, nazywani tak przez władze carskie. Obładowane wozy z polskich miast na zachodnich rubieżach ówczesnego imperium rosyjskiego ruszyły z Polakami w głąb Rosji. Między majem a wrześniem 1915 roku z polskich ziem mogły wyjechać nawet 3 miliony osób. – Zapowiadano, że należy wyjechać i zabrać swój dobytek, reszta zostanie zniszczona. Ludzie to traktowali serio, widzieli ewakuację przemysłu, fabryk, administracji. Wszystko wywożono – mówi Aneta Prymaka-Oniszk.
ONI BALI SIĘ WOJNY
Polscy chłopi nie ruszali się ze swoich miejscowości. Gdy widzieli, że inni chłopi masowo uciekają, ruszyli za nimi. Zadziałała psychologia tłumu. Chłopi nie wiedzieli kim są Niemcy, którymi byli straszeni, i bali się ich propagandowego obrazu. – Oni nie wiedzieli kim jest Niemiec. Opowiadano sobie, że ten „giermaniec” to dziwny stwór, który będzie gwałcił kobiety, dzieci wrzucał do studni. Ci ludzie musieli w to wierzyć – mówi autorka „Bieżeństwa…”.
Aby nakłonić Polaków do wyjazdu straszono ich mordami, rabunkami i gwałtami ze strony Niemców. – Nastrój był taki, że ludzie nie wiedzieli co mają robić. Oni się autentycznie tej wojny bali. Z ich perspektywy ona była wszechogarniająca – opowiada Aneta Prymaka-Oniszk.