Sytuacja kobiet w średniowieczu. „Gdańsk się wyróżniał, bo obowiązywało tu pewne niepopularne prawo”

Zbliża się 8 marca. W związku z tym w audycji „Co Za Historia” Wojciech Suleciński rozmawiał z prof. Beatą Możejko z Uniwersytetu Gdańskiego o kobietach w średniowieczu. Jak wyglądała ich sytuacja?

– Kobiety, których znamy biografię, to przede wszystkim żony władców, czasami regentki, czyli rządzące po śmierci męża i w momencie małoletniości synów. Ale świetnym przykładem jest Hildegarda z Bingen. To była kobieta, która wpływała na swoich współczesnych, korespondowała z wielkimi tego świata i zostawiła po sobie ogromną twórczość. Ale można też wspomnieć o Christine de Pisan, poetce i pisarce, żyjącej na przełomie XIV i XV wieku we Francji. Więc takich kobiet „VIP-ów z pierwszy stron gazet” by się znalazło więcej. Ale znacznie gorzej przedstawia się sytuacja, gdy mówimy o informacjach na temat kobiet z takich miast, jak Gdańsk – zauważyła prof. Beata Możejko.

– Jako Gdańsk pewnie jak zwykle się wyróżnialiśmy, bo kobiety były bogate, a poza tym tutaj obowiązywało prawo, które zastrzegało, że kobieta współdziedziczy z mężczyzną. Tzn. po pierwsze jest zabezpieczona tzw. geradą, czyli taka mieszczka dostaje spuściznę po swojej matce, to są garnki, jakaś podstawowa odzież czy biżuteria. Ale taką geradę miały też mieszczki w Krakowie. Ale tu była jeszcze jedna rzecz: kobieta w Gdańsku dziedziczy również nieruchomości oraz ruchomości i po śmierci męża nie można jej tak łatwo wyrzucić z domu. Bo ona była po prostu współwłaścicielką. Więc pod tym względem sytuacja kobiet ze średniozamożnych rodzin była lepsza – powiedziała prof. Możejko.

(fot. Wikimedia Commons/iluminacja Mistrza Cité des Dames)

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj