Grzegorz Pellowski, gdański piekarz i cukiernik

Grzegorz Pellowski mówił m.in o tym, dlaczego wysłał list do Lecha Wałęsy, w którym podziękował byłemu prezydentowi za wypowiedź o gejach i miejscu, które powinni zajmować w życiu publicznym.

 

 

Agnieszka Michajłow: Dzień dobry. Grzegorz Pellowski, gdański przedsiębiorca i piekarz. Ostatnio znany z tego, że jest obrońcą Lecha Wałęsy i jego wypowiedzi o homoseksualistach. Czyli został Pan homofobem?

Grzegorz Pellowski: Nie, ale dorabia mi się taki wizerunek. Nie jestem homofobem. Chęć napisania tego listu powstała spontanicznie.

AM: To może ja powiem… Pan Grzegorz Pellowski napisał list do Lecha Wałęsy, że są rzeczy za które go nie popiera, ale za to, co powiedział o homoseksualistach chciałby mu podziękować. Przypomnę, że Lech Wałęsa powiedział, że homoseksualiści to na obrzeża miast, albo za mury, w Sejmie to do ostatnich ław i że mają siedzieć cicho…

GP: Ta wypowiedz Lecha Wałęsy w pewnej części była niefortunna. Ja bym tych słów nie powiedział. Żal mi było, jak widziałem program telewizyjny w TVN24, gdzie krzyżowano pana prezydenta Lecha Wałęsę. Jeżdżono po nim niesamowicie. Stojąc w biurze poprosiłem jedną z dziewczyn, weź kartkę napiszemy kilka słów wsparcia. Zanim napiszemy tych kilka słów wsparcia wytknę parę rzeczy, które mi się u pana prezydenta nie podobały.

AM: Postanowił się Pan podlizać Lechowi Wałęsie, czy zrobić sobie publicity?

GP: Nie, mnie po prostu w tym momencie pana Wałęsy było żal. To był odruch wsparcia. Poprosiłem moją pracownicę, żeby napisała parę zdań, które wysłaliśmy panu prezydentowi.

AM: Pan też uważa, że osoby homoseksualne za bardzo się afiszują, że powinny się bardziej schować i nie afiszować się na tle większości?

GP: Nie w całości zgadzam się z wypowiedzią pana prezydenta. Nie powiedziałbym tych słów. Są kwestie, które mi się nie podobają. Jedną z tych kwestii jest to, że nie mieści się w moich normach to, aby homoseksualiści mogli adoptować dzieci. To jest poza moją normą i na to mojej zgody nie ma.

AM: Takiego planu nie ma. Mówi Pan, że nie jest homofobem…Czy osoby homoseksualne mogą u Pana pracować? Ma Pan z tym problem, czy nie?

GP: Z tym problemu u nas nie ma. Nikt nie mówi przychodząc do pracy o swojej orientacji seksualnej. Nigdy o coś takiego nie pytamy. W Dzienniku Bałtyckim dziś napisano, że przy tylu pracownikach powinienem mieć 12 osób o odmiennej orientacji.

AM: A nie wyobraża sobie Pan, jak się teraz boją, że mogą stracić pracę przez to, co Pan powiedział?

GP: Nie. Tutaj bardzo nieładnie Pani to powiedziała. My nie zwalniamy osób za odmienną orientację. Ja tylko przedstawiłem swoje zdanie, do takiego zdania każdy ma prawo. W trakcie trwania tej dyskusji otrzymaliśmy masę głosów wsparcia. Cały czas przychodzą maile, różne. I te, w których nam dokuczają mocno, ale większość wiadomości jest pozytywnych.

AM: Teraz Pan został męczennikiem w walce z homoseksualistami? Pan się z tym dobrze czuje? Pan się tym szczyci?

GP: Spokojnie, ja się niczym nie szczycę. To wyszło samo, bo ja ten list wysłałem do pana prezydenta. Pan prezydent umieścił go na stronie i tak to wszystko się zaczęło. Nie chciałem nic publicznie przedstawiać. To był list skierowany do pana prezydenta Lecha Wałęsy i nikogo więcej. Jeżeli chodzi o męczennika, to teraz tak się to nakręciło, że wszyscy o tym piszą. Muszę się jakoś bronić. Przeraża mnie tylko ten jad, który jest ze strony osób o odmiennej orientacji, niesamowita nienawiść. Jest to grupa dobrze zorganizowana. Ataki są w różnych formach.

AM: Niech Pan powie, co to znaczy ataki w różnych formach? Z czym się Pan teraz spotyka?

GP: Chciałem właśnie o tym powiedzieć. Jest to w formie maili, które przychodzą do firmy. Są to telefony o treści nie do powtórzenia. Tym jestem zaskoczony. Po tych mailach widzę, że piszą to te same osoby. Jest to taki zorganizowany atak. Nie liczyłem się z tym, ale jestem odporny. Uprawiam sporty ekstremalne i daję sobie jakoś z tym radę. Dużo piszą, nawołują do bojkotu. Powiem to, co powiedziałem w Dzienniku Bałtyckim, muszę tym panom podziękować, bo efekt jest odwrotny. Firma na tym korzysta. Jedni mówią, że nie ważne co piszą, byle tylko pisali.

AM: No właśnie. To może Pan to zrobił z rozmysłem i była to zaplanowana akcja?

GP: To się wymknęło kompletnie spod jakiejkolwiek kontroli.

AM: Ktoś taki jak Pan, mający na co dzień do czynienia z mediami…niech mi Pan nie mówi, że nie wie, jak działają media? Wiedział Pan, że jeśli coś takiego napisze, to po pierwsze może się to przedostać do mediów, a po drugie jaki będzie tego efekt.

GP: Ten list napisałem do pana Wałęsy, a nie do radia, gazety, czy jakiegoś dziennikarza. To był prywatny list. Tak jak powiedziałem, wymknęło się to spod kontroli i idzie to takim niekontrolowanym trybem. Efekt jest odwrotny od zamierzonego, bo zadeklarowałem, że jestem w stanie coś tym stowarzyszeniom, okazuje się że są jakieś stowarzyszenia, im coś zasponsorować.

AM: To jest, albo żart, albo arogancja?

GP: Nie jest. Nie jestem żadnym homofobem. Mam sporo kolegów, również o odmiennej orientacji. Nigdy na te tematy nie rozmawiamy. Nie robię im przykrości. Oni również są dla mnie mili, grzeczni, szanujemy się nawzajem. Cała ta awantura szkodzi jednym i drugim. Nawet sobie tak wymyśliłem, że idzie okres świąt, więc mogę przygotować im świąteczną niespodziankę. Mazurka z niespodzianką dla tych z odmienną orientacją. To taki mój gest. Będą chcieli skorzystać, bardzo proszę. Nie to nie, ja się na nikogo nie gniewam, ani nikomu nie zamierzam dokuczać.

AM: Może przed świętami, szczególnie chodzi o Lecha Wałęsę, bo jednak Pan mówi, że nie jest Pan homofobem. Pewnie gdyby zapytać Lecha Wałęsę też by powiedział, że nie jest homofobem, ale tak jesteście teraz odbierani. Może przed świętami trzeba innych gestów używać?

GP: Tak jak powiedziałem, nie wszystkie osoby są tak agresywne. Jest to niewielka grupa i raczej z nimi trzeba było porozmawiać. Nie jestem negatywnie ustosunkowany do żadnej z grup.

AM: Jest Pan zachwycony tym zamieszaniem wokół własnej osoby, tak naprawdę?

GP: Nie spodziewałem się, że to tak urośnie. Nie spodziewałem się, że pan prezydent umieści to na swojej stronie. Gdyby tylko sobie przeczytał i odłożył do akt, na pewno tego zamieszania by nie było.

AM: Panie Grzegorzu, gdyby miał Pan syna geja, albo Lech Wałęsa miałby – to też byście tak mówili?

GP: Ja w tym liście nikogo nie obraziłem. W tym liście nic brzydkiego nie powiedziałem pod adresem tej grupy. Tylko powiedziałem, że…

AM: …Że zgadza się Pan z Lechem Wałęsą.

GP: Tak, tak…

AM: A on mówi, że geje to gdzieś daleko, żeby nie było widać…

GP: Nie, nie, spokojnie to jeszcze raz. To powiedział pan Wałęsa. Już to w kilku gazetach prostowałem. Nie ze wszystkim słowami pana Wałęsy się zgadzam. Absolutnie wszystkie dzieci są nasze i gdyby takie dziecko, jak Pani powiedziała, trafiło się mi, czy panu Wałęsie to, to są nasze dzieci, kochane dzieci i nie wolno tego mówić.

AM: Jednak jakaś tu się rozpętała wojna, widzi to Pan sam?

GP: Myślę, że zupełnie niepotrzebna. To chyba przez te osoby bardzo aktywne, są to osoby bardzo wrażliwe i myślę, że nie do końca zrozumiały.

AM: Dzisiaj Pan żałuje, że Pan zabrał głos, czy nie?

GP: Nie żałuję. Dobrze, że robi Pani ten wywiad, bo mam okazję sprostowania. Wiem, że społeczeństwo nie tylko składa się z gejów. Składa się również z hetero i tutaj jest ogromne poparcie, także te osoby się deklarują. Tak jak powiedziałem, dostaję dużo maili wspierających.

AM: Myśli Pan, że tak w gruncie rzeczy, to my Polacy jesteśmy trochę homofobami?

GP: Myślę, że nie. Bardzo niedobrze jest, że o tym się mało mówi.

AM: Ostatnio bardzo dużo się o tym mówi.

GP: Tak tylko, że ta cała dyskusja to są ataki. To nie służy dyskusji. Pani wie doskonale, że złość rodzi złość. Trzeba w inny sposób. Mówi się dużo o formie dyskusji i tu pierwsza część tego zamieszania była bardzo agresywna, to było nie dobre.

AM: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj