W piątek powinniśmy poznać pięciu kandydatów na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. O tym, czy tak się stanie i jak wygląda procedura, mówił Gość Dnia Radia Gdańsk – sędzia, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, Piotr Andrzejewski. – To, kiedy poznamy nazwisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, zależy od zakresu gry prawem uprawianej przez tych, którzy nie chcą dopuścić do tego, żeby Sąd Najwyższy spełnił swoje najprostsze działanie – zagłosował na pięciu kandydatów – ocenił Piotr Andrzejewski. – Na szczęście mamy w Polsce zakres jawności i dopuszczono relację mediów z wyborów Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Obecność środków masowego przekazu pokazuje nam zakres niedojrzałości niektórych ludzi do ich funkcji. To jest spektakl. Ci, którzy chcieliby mieć trochę rozrywki, mogliby śledzić te obrady, bo one zakrawają czasem na kabaret – podkreślił wiceprzewodniczący Trybunału Stanu.
– Najbardziej uderzył mnie personalny atak na prof. Kamila Zaradkiewicza, który od wielu lat stał za przygotowaniem praktycznie wszystkich materiałów dla ostatecznych orzeczeń w Trybunale Konstytucyjnym. To człowiek o ogromnym doświadczeniu, profesor. Pozwolenie sobie na wycieczki w życie osobiste, zachowania, które nie miały nic wspólnego z jego życiem zawodowym, wydały mi się szczególnie żenujące, zwłaszcza kiedy robili to sędziowie Sądu Najwyższego. Prof. Zaradkiewicz, dbając o autorytet Sądu Najwyższego, ustąpił, żeby nie ciągnąć tego żałosnego spektaklu – zaznaczył Piotr Andrzejewski.
– Sędziowie nie są po to, żeby dbać o swój interes, tylko o niezawisłość, którą mają i powinni mieć dla nas – tych, którzy są na sali sądowej. Procesy się przeciągają i to odbywa się kosztem przeciętnego obywatela, który zjawia się w sądzie. Z racji mojej praktyki w życiu publicznym byłem związany z obroną podstawowych praw człowieka, a takim jest prawo do sądu niezależnego, niezawisłego i bez zbędnej zwłoki rozpatrującego sprawiedliwie moją sprawę – przypomniał Gość Dnia Radia Gdańsk.