„Gościem Dnia Radia Gdańsk” był Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych. Czy Niemcy zrezygnują z propozycji uzależnienia wypłat pieniędzy z unijnego budżetu od mechanizmu tzw. praworządności, uznawanego przez Polskę i Węgry za bezprawny? Czy oba kraje są nadal zdecydowane, by zawetować budżet Unii? Między innymi o to pytał Piotr Kubiak. Premier Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla niemieckiej gazety podkreślił, że dziś kwestia „przestrzegania praworządności” w kontekście podziału unijnych pieniędzy dziś dotyczy polskiego rządu, ale później może dotknąć innych krajów. Tego stwierdzenia nie skomentował żaden z polityków związanych z Unią Europejską. – Milczenie europejskich polityków mnie nie dziwi. To argument, który jest prawdziwy, przemawia do rozsądku. Nie ma na niego kontrargumentu, dlatego politycy w Brukseli nie wypowiedzieli się w tej sprawie. Problem w tym mechanizmie jest taki, że on obchodzi przepisy traktatowe. Jest narzędziem niepraworządnym, a chciałby badać praworządność. Traktat mówi o mechanizmie badania praworządności i z niego należy korzystać. Tworzenie innych jest ominięciem prawa, wykorzystaniem kruczka prawnego po to, by przy mniejszej większości państw móc karać kraje, których z jakichś powodów się nie lubi – zaznaczył Marcin Przydacz.
Komisja Europejska z kolei zagroziła stworzeniem funduszu odbudowy bez Polski i Węgier. Do tej propozycji również odniósł się wiceminister spraw zagranicznych. – Próby tworzenia pozaunijnych mechanizmów rozlokowywania środków byłyby bardzo niebezpieczne dla samej Unii Europejskiej, to byłby bardzo zły precedens. Albo jesteśmy jedną unią i dogadujemy się w ramach szczytów, negocjacji, tworzymy wspólne stanowisko, albo są to próby rozbijania unii. My się rozbijaniu Unii Europejskiej sprzeciwiamy. Na te propozycje trzeba patrzeć jako na argument negocjacyjny. To próba wywarcia nacisku na inne państwa. W rzeczywistości stworzenie innego mechanizmu Funduszu Odbudowy, poza Unią Europejską albo z wykluczeniem kilku państw, jest bardzo trudne do realizacji. Na Fundusz Odbudowy UE nie ma środków. To są pieniądze, które będą ściągnięte z rynków finansowych – wystawione obligacje, zaciągnięte pożyczki. Do tego największą zdolność ma Unia Europejska, łącząca wszystkie 27 państw. A jak miałoby to wyglądać przy tej propozycji? Unia Europejska zaciąga kredyty, ale pieniądze wydaje już nie UE, tylko jakieś porozumienie państw? To niemożliwe. Pozostawałaby tylko droga zaciągnięcia kredytów indywidualnych przez poszczególne państwa, ale pytanie – po co wtedy unia? Wierzymy głęboko, że do tego porozumienia finalnie dojdzie. Polska jest do tego gotowa. Chcemy wrócić do ustaleń z lipcowego szczytu, które były dobre – podkreślił Gość Dnia Radia Gdańsk.
– Ustalenia z lipcowego szczytu też były kompromisem. Różne państwa miały różne interesy. Tam wtedy po długich, trudnych negocjacjach, udało się wypracować odpowiednie konkluzje, odpowiedni budżet. Nie ma powodów, żeby wychodzić poza tamte ustalenia. Chcielibyśmy, by grudniowy szczyt był powrotem do tamtej dyskusji. Widać, że coraz więcej państw nie jest zadowolonych z obecnego rozwoju sprawy, ale widać też, że część krajów postawiło sobie za cel polityczny chęć pokazywania mniejszym, biedniejszym krajom, jak są mocne, jak dużo potrafią – zauważył Marcin Przydacz.