Dzień Flagi świętem jedności. Piotr Gliński: szukajmy tego, co nas łączy, a nie tego, co dzieli

(fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

2 maja obchodzić będziemy Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Święto to ma na celu łączyć wspólnotę pod jednym symbolem, choć – jak wskazuje „Gość Dnia Radia Gdańsk” – są siły, czy to opozycyjne w polityce, czy artystyczne w kulturze, które robią wszystko, aby Polaków dzielić. O jedności i podziałach w Polsce Jarosław Popek rozmawiał z prof. Piotrem Glińskim, wiceprezesem Rady Ministrów, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego.

– Święto flagi ma już, o ile pamiętam, 19 lat. Więc ono się już przyjęło i jest bardzo ważne. Jest znakiem tego, że każda wspólnota, każde państwo, każde społeczeństwo musi się jednoczyć wokół wspólnych wartości. Flaga jest takim najbardziej popularnym symbolem, który jednoczy. A to, jak bardzo ważna jest spójność wspólnoty, widzimy wyraźnie w perspektywie wojny na Ukrainie. Gdyby Ukraińcy nie byli patriotami swojego narodu, swojej kultury, swojego państwa, to by nie poświęcali własnego życia i nie stanęli do obrony przed agresją putinowskiej Rosji. Więc wyciągajmy wnioski z historii, także z tego, co się dzieje wokół nas. To jest nasza wspólna odpowiedzialność i dlatego warto, żebyśmy starali się szukać tego, co nas łączy, a nie tego, co dzieli – powiedział prof. Gliński.

– Bardzo się martwię tym, co wyprawia polska opozycja. Bo rozumiem, że są różnice w polityce, że są konflikty w polityce, to jest nawet coś, co jest naturalne, ale te konflikty i różnice nie powinny przekraczać pewnych granic. Jeżeli one przekraczają granice w tym sensie, że – jak mówi poeta – to już się nie sklei, to to jest coś, co jest przeciwne nie tylko demokracji, ale jest przeciwne najgłębszemu interesowi narodowemu i racji stanu Polski. Nie można grać na złych emocjach i na nienawiści tak silnie, żeby rozbijać wspólnotę – dodał.

– Gdy mówimy o tym, dlaczego ta flaga jest ważna, dlaczego to święto jest ważne, to jednocześnie wskazujemy tych, którzy wybierają często jakieś inne flagi, albo też tak bardzo podkręcają emocje, epitety, inwektywy, kłamstwa najróżniejsze, żeby wspólnotę rozbijać. To jest niepokojące i mam obowiązek o tym mówić – podkreślił „Gość Dnia Radia Gdańsk”.

Jarosław Popek rozmawia z prof. Piotrem Glińskim (fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

Jak wskazał prof. Piotr Gliński, podziały są również widoczne na poziomie historycznym i jest to niebezpieczne. – Widzimy próby np. wprowadzania narracji niemieckiej do Polski. Jeśli ktoś zrównuje powstanie warszawskie z chociażby powstaniem na Słowacji czy powstaniem paryskim, bo można to robić za pomocą odpowiedniej narracji np. na wystawie Muzeum II Wojny Światowej, czy siłę Armię Krajowej z siłą francuskiego Ruchu Oporu, to nie tylko się kompromituje historycznie, ale także narzuca pewne kłamstwo historyczne. Na pewno nie jest ono związane z naszą wrażliwością i tradycją historyczną. I to są te smutne rzeczy, bo próbuje się na siłę zmieniać świat. Tak jak w obszarze kultury widzimy wiele niebezpiecznych i niezrozumiałych dla szerokich rzesz Polaków działań, które są wymuszane czy to przez środowiskowy konformizm, czy przez terror kontrkulturowy. To są bardzo niebezpiecznie sytuacje – zauważył prof. Gliński.

Przykładem takich działań może być powstający właśnie film reżyserki Agnieszki Holland dotyczący sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. – To smutne, że wybitna pani reżyser od pewnego czasu zajmuje się polityką i to w sposób bardzo niepokojący, bo odwołujący się do inwektyw, do skrajnych emocji, do braku wiedzy historycznej i faktograficznej. Bo pani reżyser nie ma pojęcia o tym, co tam się dzieje. To polskie służby o tym wiedzą, to polskie państwo o tym wie. Nie wie także albo nie chce wiedzieć, że ten napór na polską granicę ma miejsce codziennie i jest organizowany przez wrogie Polsce państwo, które jest sojusznikiem Rosji, która rozpętała wojnę na Ukrainie. Wszyscy na świecie wiedzą, że to jest ta hybrydowa presja i to był wstęp do wojny na Ukrainie. Jeśli ktoś jest zdolny do tego, by napaść na drugie państwo i mordować codziennie cywili, by bombardować miasta, niszczyć instytucje kultury, po prostu prowadzić normalną wojnę w Europie, to jest także zdolny do tego rodzaju działań, jakie miały miejsce i nadal mają miejsce na granicy polsko-białoruskiej. Przecież tam dalej jest współpraca rosyjskich i białoruskich władz z różnymi mafiami, które przewożą tych ludzi i tworzą tę presję na polską granicę i zarazem zewnętrzną granicę UE. Instytucje UE, które przecież nie są najbardziej pozytywnie nastawione do polskich władz, są znacznie bardziej wstrzemięźliwie w swoich działaniach i ocenach, niż pani artystka, która przypisuje sobie prawo do szkalowania polskich służ, które są odpowiedzialne za realizację podstawowych zadań ochronnych i związanych z bezpieczeństwem polskiego państwa. To jest działanie bardzo nieodpowiedzialne i musi wywołał zdumienie i potępienie – powiedział minister kultury.

Minister kultury i dziedzictwa narodowego wręczył prezydentowi Niemiec raport o polskich stratach wojennych. Czy gość audycji liczy na to, że niemieccy politycy podejmą jakieś refleksje w tym temacie?

– Sytuacja jest tego typu: my, zgodnie z oczywistą potrzebą naszej wspólnoty narodowej, przygotowaliśmy taki raport, którego nikt nigdy nie przygotował, a II wojna światowa jest doświadczeniem nieporównywalnym, jeśli chodzi o polskie społeczeństwo. Zrobiliśmy to w sposób profesjonalny, następnie podjęte zostały kroki dyplomatyczne, złożona została odpowiednia nota itd. Przewidywaliśmy, że to będzie długi marsz, że tego się łatwo nie rozwiąże, ponieważ widzimy, że Niemcy próbują unikać odpowiedzialności, nie tylko w sferze czysto materialnej. Mimo pięknych słów, które ostatnio słyszymy z ich ust, to fakty są takie, jakie są: do tej pory nie zbudowano nawet w Berlinie pomnika polskim ofiarom II wojny światowej. Ile mamy lat po wojnie? Obłuda tego wszystkiego jest taka, że dyskusja o tym pomniku trwa od kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu lat. Do tej pory nic nie zrobiono. Mamy puste słowa, puste gesty. Oni liczą, że w Polsce zmieni się władza, czy doprowadzą do zmiany władzy, że Polska stanie się półkolonią niemiecką, jak to miało być i jak było realizowane, staniemy się krajem politycznie, gospodarczo i kulturowo w pełni zależnym od projektu niemieckiego jednej Europy, a więc także krajem bezbronnym vis-à-vis Putina. Nie ma na to zgody. Wybory najbliższe w Polsce będą dotyczyły właśnie tego – czy będziemy w stanie się obronić przed Putinem czy nie – stwierdził prof. Gliński.

– Będziemy każdego dnia przypominali Niemcom o wspólnych obowiązkach. Jeżeli mamy budować wspólną Europę, to ona musi być oparta na wspólnych wartościach. I tymi wartościami nie mogą być: obłuda, cynizm i wykorzystywanie siłowe swojej pozycji gospodarczej. Oni przegrali wojnę, ale są gospodarczo wielokrotnie od nas silniejszy, bo dali nas Sowietom i Polska nie mogła się tak rozwijać. Gdy teraz rozwijamy się dynamicznie i ich doganiamy, to tym bardziej będą nam kładli kłody pod nogi i musimy zdawać sobie z tego sprawa. O to idzie ta gra. Nie tylko w sferze symbolicznej, ale także w sferze możliwości rozwojowych państwa polskiego w przyszłości i szans dla kolejnych pokoleń w Polsce – podsumował „Gość Dnia”.

Posłuchaj całej rozmowy:

am

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj