Wypowiedź Manfreda Webera to przykład szczerości niemieckiego polityka, który widzi inne opcje rządzące w Polsce niż Prawo i Sprawiedliwość. To źle wpływa na atmosferę polsko-niemiecką. Miejmy nadzieję, że nastąpi refleksja i ten pan przeprosi – mówił w Radiu Gdańsk dr Witold Ostant, politolog i ekspert ds. relacji polsko-niemieckich z Instytutu Zachodniego. Rozmowę z nim poprowadził Piotr Kubiak.
Kilka dni temu Manfred Weber, przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim, w wywiadzie powiedział, że „opowiadamy się za kursem, który wyklucza radykałów. Za Europą, za Ukrainą, za praworządnością. W ten sposób budujemy zaporę ogniową przeciwko PiS. Jesteśmy jedyną siłą, która może zastąpić PiS w Polsce i poprowadzić kraj z powrotem do Europy”.
– Wypowiedź Manfreda Webera jest niefortunna i niepotrzebna. Mamy tu przykład szczerej wypowiedzi niemieckiego polityka, który widzi inne opcje rządzące w Polsce niż PiS. Do niedawna na jego stanowisku był Donald Tusk. To źle wpływa na atmosferę polsko-niemiecką. Miejmy nadzieję, że nastąpi refleksja i ten pan przeprosi. Czy tak się stanie? Wątpię. Język polityki jest nieodpowiedzialny i może siać niepotrzebny niepokój – ocenił „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
– To bardzo przykre, gdy politycy tego formatu odnoszą się w ten sposób i pojawiają się sugestie ingerencji w procesy demokratyczne w ważnym europejskim państwie. To nieodpowiedzialne. Donald Tusk był wpływowym politykiem tej samej frakcji, więc podejrzewam, że nie doczekamy się tak prędko jego wypowiedzi. Kampania wyborcza to specyficzny czas. Manfred Weber kompromituje sam siebie. Czy komuś pomaga? Trudno powiedzieć – przyznał.
– Czasem tak jest, że pewne władze w Polsce, z pewnymi ambicjami, nie do końca pasują i Berlinowi, i Moskwie. Jesteśmy państwem, które idzie do przodu i dosyć dobrze nam się wiedzie. Są wskaźniki, które świadczą, że Polska jest państwem ambitnym i pewne cele ugra. Polska idzie całą parą do przodu, oby władze polskie utrzymały ten rytm i tempo budowy strategicznych przewag w regionie – wyraził nadzieję dr Ostant.
Politolog odniósł się także do kwestii blokowania tarczy antyrakietowej przez rząd Donalda Tuska w kontekście ujawnionej przez twórców serialu „Reset” treści rozmowy Donalda Tuska z George’m Bushem na temat tarczy antyrakietowej w Polsce.
– Problem jest inny. Wówczas wychodziliśmy przed szereg polityki amerykańskiej. Reset był potrzebny prezydentowi Obamie. Ówczesne władze w Polsce próbowały ugrać to, co było możliwe w tamtych uwarunkowaniach. To była gra dyplomatyczna. Amerykanie są bardzo trudnymi partnerami. Próbowaliśmy stosować podobne sztuczki. Mnie, jako naukowca, to niepokoiło. Im więcej amerykańskiego wojska i instalacji w Polsce, tym lepiej. Stany Zjednoczone są gwarantem bezpieczeństwa – podkreślał „Gość Dnia Radia Gdańsk”.
– Wiele rzeczy pogrzebała administracja prezydenta Obamy. Moskwa wyczekiwała też na ruch Brytyjczyków, którzy również byli gwarantami bezpieczeństwa Ukrainy. Te ruchy nie nastąpiły. Obok zielonych ludzików nie pojawili się amerykańscy spadochroniarze. Być może, widząc twardą asertywność Zachodu, Putin wycofałby swoje zastępy „orków” i nie byłoby dzisiejszej wojny – zaznaczył.
Dr Ostant skomentował też obecność Jewgienija Prigożyna na Białorusi oraz możliwość ewentualnych prowokacji na polskiej granicy. – Wszystkie kalkulacje, które przeprowadzałaby Moskwa, będą świadczyły, że nawet prowokacje przeprowadzane na granicy Polski, Litwy czy Łotwy, będą służyły partii, która jest najbardziej opozycyjna w stosunku do tego, co robi Moskwa na Ukrainie. To oczywiście Prawo i Sprawiedliwość. Podejrzewam, że do czasu wyborów nie nastąpi żadna konkretna prowokacja. To, co dalej stanie się z Prigożynem, to teraz problem Łukaszenki. Sytuacja jest enigmatyczna. Będą się z tego uczyć kanony politologów – mówił.
W rozmowie poruszono również temat mechanizmu przymusowej relokacji migrantów w Europie. – Pamiętamy rok 2015 i półtora miliona ludzi, z którymi Niemcy do dzisiaj sobie nie poradzili. W międzyczasie cały czas nasilała się presja migracyjna. Władze landów sobie z tym nie radzą. Pomysłu na skuteczną integrację tych ludzi nie ma. Musimy spodziewać się większej presji. Niemcy nie odpuszczą i będą stawiać na nożu, żeby wprowadzić mechanizm przymusowej „solidarnej” relokacji. Zobaczymy, ile to nas będzie kosztowało – zastanawiał się politolog.
ua