Obowiązkowe ograniczenie zużycia energii elektrycznej i zebranie nadmiernych zysków firm energetycznych, by przekazać je odbiorcom dotkniętym przez kryzys – to propozycje Komisji Europejskiej, które mają doprowadzić do obniżenia wysokich rachunków za energię. Plan zarysowała wczoraj przewodnicząca KE Ursula von der Leyen, wygłaszając orędzie o stanie Unii Europejskiej Na temat tego pomysłu Iwona Wysocka dyskutowała w programie gospodarczym „Ludzie i Pieniądze” z ekspertami, którymi byli Adam Protasiuk, wiceprezes Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza, oraz Piotr Urbańczyk, wiceprezes Impel.
Podatek od ponadnormatywnych zysków dałby polskiemu budżetowi spory zastrzyk środków. Propozycja jest taka, aby pobierana była jedna trzecia nadmiernych zysków uzyskanych przez podmioty działające w obszarze energetycznym, przekraczających średnią z ostatnich trzech lat. Te pieniądze miałyby być potem przekazywane odbiorcom energii, najbardziej dotkniętym jej wysokimi cenami. Jakie są argumenty „za”, a jakie „przeciw” takiemu podatkowi?
– Powiem coś, co nie będzie cieszyło się popularnością. Jestem przeciwnikiem czegoś, co nazywam ręcznym sterowaniem gospodarką. Parę lat temu potrzebowaliśmy trochę więcej pieniędzy w budżecie, więc dociążyliśmy sektor bankowy, bo wyglądało, że nominalnie ma duże zyski. Teraz dociążymy sektor energetyczny. Za dwa lata, jak będziemy potrzebowali pieniędzy na inny cel – a na pewno się znajdzie, bo jestem przekonany, że zawsze jest jakiś szczytny cel, na który powinniśmy znaleźć więcej pieniędzy – to zacznie się polowanie na inny sektor gospodarki. Może na małe sklepy spożywcze, jeśli okaże się, że mają rewelacyjne wyniki, bo żywność podrożała. To jest droga donikąd. Nie wiem, skąd mamy taki nieuzasadniony sentyment do czasów sprzed 1989 roku. Już mało kto pamięta, do jakiej katastrofy takie ręczne sterowanie doprowadziło polską gospodarkę – i nie tylko polską, ale całego regionu. O ile rozumiem szczytny cel i ten przypadek, to generalnie jestem przeciwnikiem tego typu rozwiązań – argumentował Piotr Urbańczyk.
– Ten przykład pokazuje, że doszliśmy już do ściany i w dzisiejszych realiach mówienie o tym, że niewidzialna ręka rynku, czyli konkurencja, będzie regulowała ceny, jest już anachronizmem. Gdzieś po drodze zgubiliśmy mechanizmy, które kształtowały ceny w sposób rynkowy. Przypomnijmy, że całe zamieszanie w obszarze między innymi energetyki nie zaczęło się od wojny, tylko znacznie wcześniej, gdy ceny zaczęły w sposób irracjonalny rosnąć najpierw u producentów i dostawców surowców, a potem na rynku. Ta dzisiejsza sytuacja, którą trzeba ocenić racjonalnie, wygląda tak, że te duże organizacje gospodarcze działające w obszarze energetyki wykorzystały tę sytuację do zgromadzenia, pozyskania, ściągnięcia z rynku nadzwyczajnych dochodów – nie przychodów, tylko właśnie dochodów, bo gdyby to były przychody, to nie byłoby problemu. Te dochody generalnie pojawiają się dlatego, że podmioty wykorzystują monopolistyczną pozycję w tym sektorze gospodarki. Zabrakło więc wcześniejszego mechanizmu szybkiego reagowanie. Dzisiaj ta próba, którą komisja chce zrealizować, jest obarczona wieloma błędami czy też ryzykiem z tym związanymi. Te pieniądze niepotrzebnie trafiły do koncernów. Przekazywanie tych pieniędzy w sposób regulowany, administracyjny wiąże się z kosztami, poza tym zawsze występują błędy po drodze, w związku z czym ostateczny efekt będzie daleko odbiegał od zamierzonego. To jest półśrodek. Racjonalnym rozwiązaniem byłoby to, aby ceny były kształtowane w sposób konkurencyjny. Wówczas nie byłyby ściągane z przedsiębiorców i społeczeństwa do koncernów po to, aby później je redystrybuować. Po prostu zostałyby u przedsiębiorców, co skutkowałoby również tym, że inflacja w państwach europejskich tak dynamicznie by nie narastała – wskazywał z kolei Adam Protasiuk.
raf