Wojna podzieliła rodziny, ale wzmocniła więzi. Margarita Sytnik: Putin zjednoczył nasz naród

(Fot. Radio Gdańsk/Roman Jocher)

To już 36. dzień rosyjskiej agresji na Ukrainę. W wielu miastach, jak choćby w Mariupolu, sytuacja jest wręcz katastrofalna. Zgasły już nadzieje na ewakuację cywilów. Jak wojnę widzą sami Ukraińcy? Czy w miastach i miasteczkach, mimo ataków rakietowych i bombardowań, wciąż toczy się w miarę normalne życie? W audycji „Pomorze, Polska, Europa” opowiedziała o tym Margarita Sytnik, wieloletnia dziennikarka ukraińskiej telewizji, od kilku tygodni współpracująca z Radiem Gdańsk.

– W czasie wojny w Ukrainie od początku rosyjskiej inwazji zginęło już 1,2 tys. cywilów, a niemal 2 tys. zostało rannych. Takie informacje przekazał wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka. Większość zginęła lub doznała obrażeń w wyniku ostrzału artyleryjskiego oraz nalotów. Od początku inwazji Rosji na Ukrainę do Polski przyjechało ponad 2,3 miliona uchodźców. Początkowo Moskwa liczyła na to, że napaść potrwa najwyżej dwa, trzy dni. Tymczasem Ukraina twardo broni się od ponad miesiąca. Czy jesteś tym zaskoczona? – pytał Robert Silski.

– Tym, że Ukraina broni się i że chce wygrać, nie jestem zaskoczona. Bo my walczymy o swoje życie, swoje wartości i bronimy świata. Jestem zaskoczona reakcjami państw, jeśli chodzi na przykład o Niemcy czy Węgry. Jestem zaskoczona także czymś innym, a mianowicie wsparciem ze strony Polski czy Stanów Zjednoczonych. Wojna unaoczniła, kto jest naszym przyjacielem, a kto jest naszym wrogiem. Zanim doszło do ataku, do końca nie wierzyliśmy w to, że Rosja jednak uderzy, a już na pewno nie w to, że to nie będzie wojna, lecz barbarzyństwo i ludobójstwo. Ale to, jak walczy naród ukraiński, to że każde miasto, nawet te, które kiedyś miały jakieś nastroje prorosyjskie, teraz też walczy i jego mieszkańcy mówią, że to miasto ukraińskie; to, że wszędzie wywieszane są flagi Ukrainy i podkreślane jest, że jesteśmy Ukrainą, to wszystko pokazuje wyraźnie, że jesteśmy jednym narodem. Putin nas zjednoczył – mówiła dziennikarka.

Margarita Sytnik opowiadała też o tym, czy przebywający wciąż na Ukrainie jej bliscy, rodzina i znajomi, są bezpieczni i jak sobie dają radę w tym ekstremalnie trudnym czasie.

– Moja rodzina mieszka w Sumach, a część krewnych w Charkowie. Od pierwszych dni, gdy zaczęła się wojna, byłam po prostu przerażona. Gdy zadzwoniłam do mamy to usłyszałam, że ukrywa się w piwnicy razem z tatą. Nigdy nie zapomnę tego momentu. Życie wygląda teraz tak, że codziennie się sprawdza, czy są on-line, czy są dostępni na internetowych komunikatorach. To jest naprawdę straszne – opowiada.

– A jak to wygląda oczami twoich bliskich? Czy w miastach i miasteczkach toczy się w miarę normalne życie? Jak jest z urzędami, firmami, szkołami? Jak wygląda każdy dzień? – dopytywał prowadzący rozmowę.

– To zależy od regionu. Jeśli chodzi o Mariupol, to każdy wie, co tam się dzieje. Natomiast jeśli chodzi o zachodnią Ukrainę, to panuje tam względny spokój. Chociaż w ostatnich dniach też są tam przeprowadzane ataki bombowe i agresor uderza w infrastrukturę. Nikt nie wie, gdzie następnym razem spadnie bomba i czy człowiek jest bezpieczny, czy nie. Trudno powiedzieć, co będzie dalej. W niektórych miastach życie zaczyna się od nowa, w innych sytuacja wciąż jest bardzo trudna i ludzie czekają, aż armia ukraińska wyzwoli te miasta i ludzie znów będą bezpieczni – mówi.

POSŁUCHAJ CAŁEJ AUDYCJI:

Iwona Wysocka, Robert Silski/raf

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj